środa, 22 lipca 2015
Nowy blog
http://people-change-tomione.blogspot.com/2015/07/prolog.html nowy blog mojego autorstwa :D zapraszam ^_^
piątek, 26 czerwca 2015
Epilog.
Ważna notatka pod rozdziałem!
Nadal znajdowała się w pustce. Widziała ciemność, a jedyne co słyszała, to niezidentyfikowane głosy, które pochodzą gdzieś z oddali. Nagle poczuła czyjś dotyk na dłoni, a głosy stawały się głośniejsze, bardziej zrozumiałe.
-Kiedy ona się obudzi? - ktoś spytał.
-Niedługo powinna..
Głosy nagle ucichły, ale nadal czuła kogoś dłoń. Po krótkiej chwili ktoś się odezwał.
-Tęsknimy za tobą, Hermiono. Leżysz już tutaj bardzo długo, a nadal nie widać żadnej poprawy. Ale wiem, że to nie koniec. Twoje serce nadal bije, co daje mi nadzieję, że któregoś dnia się obudzisz. - Mówił dziwny głos. Pamiętała go, ale nie potrafiła powiedzieć, do kogo należy. - Proszę, jeżeli mnie słyszysz, daj mi jakiś sygnał. - Owy głos się łamał, jak by powstrzymywał płacz.
Nie chciała, aby ktoś odczuwał smutek, więc spróbowała poruszyć palcem. Zużyła na to całą swoją siłę, ale udało jej się. Nagle usłyszała krzyki.
-Pani Pomfrey! Poruszyła się! Hermiona się poruszyła!
Poczuła jak ktoś inny ją dotyka, a następnie wlewa coś okropnego do gardła. Nie chętnie to połknęła, ale dzięki temu poczuła nagły przypływ energii. Otworzyła oczy, lecz natychmiast je zamknęła, z powodu oślepiającego ją światła. Zamrugała kilka razy aby przystosować swój wzrok do jasności. Gdy w końcu widziała już normalnie, rozejrzała się wokoło. Znajdowała się w jakimś pomieszczeniu. Na około niej porozstawiane były białe łóżka szpitalne, a przy niektórych były parawany, oraz szafki. Spojrzała w bok i zobaczyła uśmiechającą się czarnowłosego chłopaka w okrągłych okularach, a obok niego stała starsza kobieta - Pani Pomfrey. Dopiero teraz zauważyła, że znajduje się w skrzydle szpitalnym.
-Pić. - szepnęła.
Harry szybko podał jej szklankę z wodą, znajdującą się na szafce nocnej. Odebrała od niego szklankę i szybko wypiła całą jej zawartość.
-Co ja tu robię?
-Jak to co? Leżysz już tutaj od miesiąca, byłaś w poważnym stanie. Wilkołak Greyback musiał cię ugryźć, ale nic poza tym się nie stało.
Hermiona nic nie rozumiała. Przecież jeszcze przed chwilą była z Legolasem w Śródziemiu. To nie możliwe, żeby znalazła się tutaj tak nagle. Podczas gdy inni mówili, że cały czas tutaj leżałam nieprzytomna.
-Jak się cieszę, że w końcu się obudziłaś - Powiedział Harry - Dumbledore wraz z nauczycielami i pozostałościami z Zakonu Feniksa odbudowali całą szkołę, więc są już normalnie lekcje.. Znaczy były by, ale dyrektor postanowił nam zrobić wolne - Uśmiechnął się.
-Dobrze już dobrze, wystarczy tych pogaduszek. Panna Granger musi odpocząć - Pani Pomfrey wypchała Pottera za drzwi i wróciła do swojego gabinetu.
Wpatrywałam się w sufit, myśląc o tym wszystkim. Czyli to był po prostu sen. Zwyczajny sen. Legolas nie istnieje, tak samo jak drużyna pierścienia. Nagle o czymś sobie przypomniała. Przyłożyła dłoń do obojczyka i zamiast wyczuć pod nią medalion, nie wyczuła nic oprócz blizny po ukąszeniu Greybacka.
Nie ma go Pomyślała i zamknęła oczy, gdzie spotkała się z pięknym uśmiechem Legolasa.
The End.
~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~
Więc.. To już koniec mojego opowiadania :) Wiem, że niektórzy bardzo zawiedli się na nim, zresztą ja także. Końcówka miała być zupełnie inna, a rozdziałów miało być o wiele więcej. Nie wiem czemu akurat napisałam to tak a nie inaczej. Wiele ważnych momentów, jak np. nauka łucznictwa, ale porwanie Hermiony przez śmierciożerców po prostu przeoczyłam ;(
Przyznam, że myślałam nawet nad drugą częścią mojego opowiadania, ale chyba nie dorosłam jeszcze do tego, by brać się na poważnie za coś takiego. Może kiedy indziej ;) xD Chciałabym podziękować #Milena xD, za to, że po mimo moich błędów cały czas to czytała, a także zawsze dodawała komentarze, co bardzo motywowało mnie do pisania ;) Więc, jak już mówiłam, to nie tylko koniec mojej historii, ale chyba także pisania. Może niedługo coś jeszcze napiszę, ale to okaże się z czasem xd Tak więc, do widzenia :D
Nadal znajdowała się w pustce. Widziała ciemność, a jedyne co słyszała, to niezidentyfikowane głosy, które pochodzą gdzieś z oddali. Nagle poczuła czyjś dotyk na dłoni, a głosy stawały się głośniejsze, bardziej zrozumiałe.
-Kiedy ona się obudzi? - ktoś spytał.
-Niedługo powinna..
Głosy nagle ucichły, ale nadal czuła kogoś dłoń. Po krótkiej chwili ktoś się odezwał.
-Tęsknimy za tobą, Hermiono. Leżysz już tutaj bardzo długo, a nadal nie widać żadnej poprawy. Ale wiem, że to nie koniec. Twoje serce nadal bije, co daje mi nadzieję, że któregoś dnia się obudzisz. - Mówił dziwny głos. Pamiętała go, ale nie potrafiła powiedzieć, do kogo należy. - Proszę, jeżeli mnie słyszysz, daj mi jakiś sygnał. - Owy głos się łamał, jak by powstrzymywał płacz.
Nie chciała, aby ktoś odczuwał smutek, więc spróbowała poruszyć palcem. Zużyła na to całą swoją siłę, ale udało jej się. Nagle usłyszała krzyki.
-Pani Pomfrey! Poruszyła się! Hermiona się poruszyła!
Poczuła jak ktoś inny ją dotyka, a następnie wlewa coś okropnego do gardła. Nie chętnie to połknęła, ale dzięki temu poczuła nagły przypływ energii. Otworzyła oczy, lecz natychmiast je zamknęła, z powodu oślepiającego ją światła. Zamrugała kilka razy aby przystosować swój wzrok do jasności. Gdy w końcu widziała już normalnie, rozejrzała się wokoło. Znajdowała się w jakimś pomieszczeniu. Na około niej porozstawiane były białe łóżka szpitalne, a przy niektórych były parawany, oraz szafki. Spojrzała w bok i zobaczyła uśmiechającą się czarnowłosego chłopaka w okrągłych okularach, a obok niego stała starsza kobieta - Pani Pomfrey. Dopiero teraz zauważyła, że znajduje się w skrzydle szpitalnym.
-Pić. - szepnęła.
Harry szybko podał jej szklankę z wodą, znajdującą się na szafce nocnej. Odebrała od niego szklankę i szybko wypiła całą jej zawartość.
-Co ja tu robię?
-Jak to co? Leżysz już tutaj od miesiąca, byłaś w poważnym stanie. Wilkołak Greyback musiał cię ugryźć, ale nic poza tym się nie stało.
Hermiona nic nie rozumiała. Przecież jeszcze przed chwilą była z Legolasem w Śródziemiu. To nie możliwe, żeby znalazła się tutaj tak nagle. Podczas gdy inni mówili, że cały czas tutaj leżałam nieprzytomna.
-Jak się cieszę, że w końcu się obudziłaś - Powiedział Harry - Dumbledore wraz z nauczycielami i pozostałościami z Zakonu Feniksa odbudowali całą szkołę, więc są już normalnie lekcje.. Znaczy były by, ale dyrektor postanowił nam zrobić wolne - Uśmiechnął się.
-Dobrze już dobrze, wystarczy tych pogaduszek. Panna Granger musi odpocząć - Pani Pomfrey wypchała Pottera za drzwi i wróciła do swojego gabinetu.
Wpatrywałam się w sufit, myśląc o tym wszystkim. Czyli to był po prostu sen. Zwyczajny sen. Legolas nie istnieje, tak samo jak drużyna pierścienia. Nagle o czymś sobie przypomniała. Przyłożyła dłoń do obojczyka i zamiast wyczuć pod nią medalion, nie wyczuła nic oprócz blizny po ukąszeniu Greybacka.
Nie ma go Pomyślała i zamknęła oczy, gdzie spotkała się z pięknym uśmiechem Legolasa.
The End.
~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~*~~
Więc.. To już koniec mojego opowiadania :) Wiem, że niektórzy bardzo zawiedli się na nim, zresztą ja także. Końcówka miała być zupełnie inna, a rozdziałów miało być o wiele więcej. Nie wiem czemu akurat napisałam to tak a nie inaczej. Wiele ważnych momentów, jak np. nauka łucznictwa, ale porwanie Hermiony przez śmierciożerców po prostu przeoczyłam ;(
Przyznam, że myślałam nawet nad drugą częścią mojego opowiadania, ale chyba nie dorosłam jeszcze do tego, by brać się na poważnie za coś takiego. Może kiedy indziej ;) xD Chciałabym podziękować #Milena xD, za to, że po mimo moich błędów cały czas to czytała, a także zawsze dodawała komentarze, co bardzo motywowało mnie do pisania ;) Więc, jak już mówiłam, to nie tylko koniec mojej historii, ale chyba także pisania. Może niedługo coś jeszcze napiszę, ale to okaże się z czasem xd Tak więc, do widzenia :D
niedziela, 21 czerwca 2015
Rozdział 13. - [ +18 ]
-Jeźdźcy.. Szkoda, że nie mogę zwołać oddziału krasnoludów. Zbrojnego i niechlujnego - mruknął Gimli, siedząc na koniu za Legolasem.
-Nie muszą wyjeżdżać na wojnę, obawiam się, że wojna już do nich przyszła - powiedział elf i poruszył biodrami, aby koń ruszył.
Poszłam w jego ślady i ruszyłam za nim wraz z kilku tysięczną armią, gdzie powiewały flagi Rohanu.
-Godzina wybiła! - Krzyknął Eomer - Jeźdźcy Rohanu, ślubowaliście! Wypełnijcie przysięgę daną władcy i ziemi! - ruszył jako pierwszy i wyjechał za bramę miasta, a za nim podążyli rycerze, w tym ja. Droga była długa i mocno przygrzewało. W głębi duszy miałam cichą nadzieję, że bitwa odbędzie się w nocy, bo w takim upale nie dam rady walczyć. Jechaliśmy już dobre parę godzin, a ja wciąż zastanawiałam się, czy wygramy tę wojnę i czy przeżyję. Czy Legolas przeżyje. Szybko sobie o czymś przypomniałam i ręką sięgnęłam do pasa, przy którym była przywiązana mała fiolka ze złocistym płynem. Dotychczas użyłam jej tylko raz, przez co uratowałam życie Haldirowi. Uśmiechnęłam się lekko, myśląc o nim, a następnie w mojej głowie pokazał się obraz moich braci. Zdrowych i szczęśliwych, czekających na mnie wraz z Elrondem i Arweną w Rivendell. W moim domu. O wzmiance o domu, natychmiast przypomniał mi się Hogwart. Nadal nie rozumiem jakim cudem znalazłam się w Śródziemiu. Jedyne co pamiętam to bitwa, oraz to, że zaatakował mnie Greyback. Następnie obudziłam się w domu Elronda. Czasami myślę, że to po prostu zwykły sen, lub że umarłam.
Potrząsnęłam szybko głową, aby wyrzucić z niej te myśli.
W końcu dojechaliśmy do jakiegoś miejsca u szczytu góry, w którym zrobiliśmy sobie postój. Po kilku dniach jazdy w końcu nam się to przydało.
-Ilu mamy żołnierzy? -Spytał Aragorna król Theoden.
-Pięciuset ludzi z zachodniej bruzdy i trzystu z fenmarku. -Odpowiedział
-A ilu jeźdźców ze Snowman?
-Żadnego..
Dojechaliśmy do urwiska, z którego doskonale było widać wszystkich rycerzy.
-Sześć tysięcy włóczni, liczyłem na dwa razy tyle. - Mruknął Theoden, spoglądając w dół.
-To za mało by sforsować obronę Mordoru - Powiedział Aragorn.
-Zjawią się następni.. - szepnęłam z nadzieją.
-Każda godzina przybliża klęskę. O świcie musimy ruszyć w drogę.
Pokiwałam głową milcząc. Po chwili usłyszałam ryk koni, które niespokojnie się wierzgały.
-Konie są niespokojne, a ludzie milczący - Mruknął Legolas.
-Cień góry napala lękiem - Powiedział Eomer i spojrzał się na górę.
-Tamta drogą - wskazał na przesmyk w górze, z którego wydobywała się mgła - Dokąd prowadzi?
-To ścieżka umarłych. Przejście przez górę. Nikt, kto tam wszedł, nie wrócił, w tej górze drzemie zło.
-Jak to nikt nie wrócił? - Wtrąciłam się do rozmowy.
-Jest legenda. Król Gondoru wezwał swoich sprzymierzeńców do walki, obiecali mu pomóc, ale nie zjawili się. Uciekli. Wtedy król Gondoru przeklnął ich na wieki. - Powiedział tajemniczo i złapał mnie za rękę i razem oddaliliśmy się od "ścieżki umarłych".
Po woli robiło się ciemno. Siedziałam wraz z Legolasem w namiocie i siedzieliśmy w ciszy. Oparłam głowę o tors blondyna i cicho westchnęłam.
-Coś się stało? -Spytał.
-Nie, po prostu nadal nie mogę się pozbyć wrażenia, że może stać się coś złego. -Mruknęłam.
-To po prostu stres przed wojną. Odpręż się. Wszystko będzie dobrze - Pocałował mnie w czubek głowy.
"Wszystko będzie dobrze" słowa, które mają przynieść pocieszenie. Ale ja czuję, że dobrze nie będzie. Wiem, że jutro wydarzy się coś złego. Ale mimo wszystko część mnie uwierzyła w słowa elfa. Malutka cząstka mnie, miała nadzieje, ale prawdziwe życie tak jak by ją pożerało, przez co ta nadzieja się kurczyła. Dotknęłam lewę ręką mojego naszyjnika, który zaczął się świecić. Miałam to zrobić już dawno, ale nigdy nie było dobrej okazji. Podniosłam się do pozycji siedzącej i odgarnęłam z tyłu włosy, przez co łatwiej było mi rozpiąć medalik. Odwróciłam się w stronę Legolasa i wystawiłam do niego rękę, w której trzymałam zwisający medalion.
[+18]
-To dla Ciebie. - Szepnęłam.
Blondyn zmarszczył brwi i spojrzał na mnie.
-Dlaczego chcesz mi to dać?
-To tak na wypadek, gdybym zginęła. Miałbyś jakąś pamiątkę po mnie - lekko się uśmiechnęłam.
-Nie możesz mi tego podarować. I nie mów, ze zginiesz, bo tak nie będzie. - Powiedział i odsunął od siebie moją rękę z naszyjnikiem.
-Mogę go podarować komu chcę, tak samo jak serce. - Powiedziałam patrząc mu w oczy. Wyciągnęłam jego rękę, na której umieściłam medalion i zacisnęłam na nim jego pięść. Legolas zapiął go na szyi i jeszcze raz spojrzał się na mnie i lekko przysunął się w moją stronę a po chwili złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Jedną z moich dłoni dotknęłam jego policzka, a drugą położyłam na jego karku, aby nasze usta były bliżej. Objął mnie w talii, przyciągając mnie bliżej. Wkrótce jego język przejechał po mojej dolnej wardze, prosząc o dostęp, którego chętnie mu udzieliłam, owijając nogi wokół jego pasa, a nasz pocałunek się pogłębił. Słyszałam bicie naszych serc. Musieliśmy oderwać się od siebie, by zaczerpnąć powietrza, ale to nie trwało długo. Legolas popchnął mnie lekko do tyłu, przez co uderzyłam plecami o materac. Skorzystałam z jednej z rzadkich chwil, kiedy nasze usta nie były złączone, by zdjąć mu tunikę przez głowę, czemu się nie sprzeciwiał. Przygryzłam wargę, widząc jego umięśniony brzuch i podbrzusze w kształcie idealnego "V". Jego ręce natychmiast wróciły na moje plecy, pieszcząc skórę poprzez materiał bluzki. Moje dłonie zaplątane były w jego totalnie rozczochrane włosach, a moje usta zachłannie próbowały każdy centymetr jego ust. Nasze klatki piersiowe wznosiły się i opadały, oddychaliśmy ciężko, a nasze czoła były zetknięte, przez co nasze spierzchnięte wargi dzieliły milimetry. Byłam nieco oszołomiona i oparłam dłonie o brzuch elfa, kiedy on mnie obejmował, a jego dłonie powoli przesuwały się tam, gdzie kończyła się moja bluzka.
-Jesteś pewna, ze chcesz to zrobić? - Szepnął.
-Tak - uśmiechnęłam się i ponownie złączyłam nasze usta.
Biorąc wszystkie swoje włosy na bok tak, by nie przeszkadzały, pochyliłam się i pocałowałam go namiętnie. Odwzajemnił gest a ja pociągnęłam go w dół czując jego wzwód na swoim udzie i jego mięśnie ramion wokół siebie. Ścisnął dłońmi mój tyłek, na co jęknęłam, a on skorzystał z okazji, by wepchnąć język w moje usta. Kiedy odsunął się, by zaczerpnąć powietrza (coraz trudniej było normalnie oddychać), zaczął składać mokre pocałunki wzdłuż mojej szczęki i na obojczykach.
-Legolas - szepnęłam, co wyszło bardziej jak jęk, kiedy pocałunkami doszedł do gumki moich majtek.
Elf ściągnął moje majtki i rzucił je na bok, wraz ze swoimi bokserkami. Przygryzłam wnętrze policzka, nie chcąc nawet spojrzeć tam, gdzie jego przyjaciel stał w pełnej chwale.
- Hej, spójrz na mnie - przechylił moją brodę w sposób, który zmusił mnie do spojrzenia na niego. - To tylko trochę boli na początku, ale obiecuję, że ci się spodoba, dobrze? - Odsunął włosy z mojej twarzy.
Zamknęłam oczy na krótką sekundę, oddychając głęboko. Poczułam, jak składa staranny pocałunek na moich ustach, jakby były ze szkła. Nagle poczułam, jak ustawia się przed moją kobiecością patrząc w moje oczy, prosząc o pozwolenie. Skinęłam głową, splatając nasze palce, kiedy moja druga dłoń ściskała prześcieradło, aby przygotować się na ból, który mnie czekał. Jednak przez to, że blondyn tak strasznie powoli i ostrożnie we mnie wchodził, nie było to takie bolesne. To było coś jak obce uczucie i było trochę niewygodne. Tak, jakby mój organizm chciał wypchnąć to z dala ode mnie, ale mój umysł nie. nagle poczułam ból. To nie było tak bolesne, jak ludzie opisywali, ale nie było też łatwe do zniesienia. Niemniej jednak słowa Legolasa mnie uspokoiły, jak również delikatne pocałunki, które składał na mojej twarzy i szyi. jak dotąd, nie poruszył się. Czekał, aż moje ścianki dostosują się do jego wielkości. Nie mam żadnego doświadczenia, ale jeśli są penisy większe od jego, to modliłam się za kobiety, które muszą mieć je w sobie. Po kilku sekundach, ból ustąpił, a ja mimowolnie uniosłam biodra w górę.
Wziął to za pozwolenie do ruszenia się. Cały czas całował mnie i pieścił moje krągłości, a ja chwyciłam jego plecy i szyję, starając się nadążyć za jego tempem.
- Legolas... - Urwałam, mój głos brzmiał dziwnie, jakby nie należał do mnie. Wszystkie przyjemne uczucia ogarnęły mnie w tym samym czasie. To nie tylko fizyczna przyjemność, ale także poczucie bycia jednością, bycia tak blisko, jak tylko możliwe. To była najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek przeżyłam.
Kiedy było już po wszystkim, oboje doszliśmy w tym samym czasie, Blondyn opadł na mnie. Dyszeliśmy, słyszałam jego ciężki oddech przy swoim uchu, nasze skóry kleiły się do siebie od potu. Trzymał mnie w ramionach, dopóki mój orgazm nie opadł całkowicie. Chciałam powiedzieć tak wiele rzeczy, ale jednocześnie nie chciałam niszczyć tej cudownej chwili, którą dzieliliśmy, więc po prostu przytuliłam go mocno. Po chwili z braku energii zasnęłam w ramionach elfa, który ciągle mnie przytulał.
Obudziłam się gdzieś w środku nocy, szczelnie okryta kocem. Zobaczyłam ruszający się cień gdzieś nad łóżkiem więc podniosłam głowę.
-Śpij - usłyszałam cichy, kojący głos, który mógł należeć tylko i wyłącznie do Legolasa.
-Co robisz? - Spytałam, widząc jak Legolas ubiera się.
-Musze wyjechać z Aragornem i Gimlim. Wrócę na bitwę - pocałował mnie w czoło i już miał wychodzić, gdy go zatrzymałam.
-Jadę z wami - powiedział poważnym tonem.
Legolas westchnął i podszedł do mnie i uklęknął przy mnie.
-To jest bardzo nie bezpieczne. Zabrałbym cie wszędzie, ale nie tam. - znowu pocałował mnie w czoło i wstał.
-Uważaj na siebie. - Mruknęłam cicho.
-Będę - Uśmiechnął się i wyszedł z namiotu a ja po raz kolejny zasnęłam.
***
Obudziłam się o świcie. Usłyszałam krzyki ludzi pośpieszających drugich. Szybko wstałam, co przyczyniło się do ogromnego bólu w pobliżu pęcherza. Usiadłam i poczekałam, aż ból minie, po czym powoli wstałam i zaczęłam zbierać ubrania porozrzucane po całym namiocie i szybko je ubrałam. Na końcu przywiązałam pas, w którym jak zawsze były dwa sztylety, miecz, różdżka i fiolka. Wyszłam z namiotu i zobaczyłam ludzi śpieszących się, gaszących ogniska i zasiadających konie. Podeszłam do kołka, przy którym przywiązany był Este, całkowicie gotowy do jazdy. Wsiadłam na siodło i podjechałam do namiotu Króla.
-Do Minas Tirith są trzy dni drogi. Musimy się śpieszyć. - Powiedział widząc mnie i lekko się uśmiechnął. - Idź na koniec i powiedz innym że już wyruszamy.
Pokiwałam głową i podjechałam pod górę i zaczęłam pośpieszać ludzi. Po paru minutach wszyscy siedzieli już na koniach, więc pogalopowałam do króla i pokiwałam głową na znak, że wszyscy są już gotowi.
-Formować szyki! - krzyknął Theoden - Wymarsz! Na przód, do Gondoru! - Ruszył na przód a cała horda żołnierzy puściła się galopem za nim.
Minęły trzy dni, za nim na horyzoncie zobaczyłam białe mury Minas Tirith. Wokół nich gromadzili się tysiące orków, które wciąż atakowały zamek. Przyszliśmy na wojnę wraz ze świtem. Tak jakbyśmy mieli zacząć nową historię, jak słońce wschodzi i tworzy nowy dzień,
Ustawiliśmy się w szeregu widząc jak niektóre części zamku płoną. Strach przybierał na sile. Przekręciłam głowę w prawo i ujrzałam mężczyznę, który trzymał w ręku malutki krzyżyk i wypowiadał po śpiesznie niezrozumiałe słowa, które miały być modlitwą. Następnie spojrzałam w lewo, gdzie zobaczyłam dwójkę ludzi na koniu. Kobietę i... Hobbita.
-Eowina?
Kobieta odwróciła się przerażona, że ktoś odkrył, że bierze udział w bitwie.
-Witaj Hermiono - uśmiechnęła się lekko.
Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam na Hobbita.
-Merry, czemu nie jesteś na własnym koniu?
-Król nie pozwolił mi brać udziału w walce, ale.. Przecież nie mogłem zostać u podnóża góry nie wiedząc co się dzieje z Pippinem - uśmiechnął się przepraszająco a ja pokręciłam głową z uśmiechem i zobaczyłam jak Theoden wychodzi na przód.
-Eomerze, weź swój eored na lewą plante. Gamlingu jedź za sztandarem króla. Grimblodzie, jedź na prawe skrzydło. Na przód, nie bać się mroku! Do boju! Do boju jeźdźcy Theodena! Włócznie pójdą w ruch, tarcze pójdą w drzazgi! Dzień miecza, dzień czerwieni nim wzejdzie słońce - Krzyczał.
Włócznie z przodu odchyliły się a król przejechał po nich mieczem, po czym ustawił się przodem do orków i galopem pognał na nich - A teraz do boju! Na zatracenie i po koniec świata! Na śmierć!
-Na śmierć! - krzyknęli chórem wszyscy i popędzili za królem.
W połowie drogi wystrzeliły w naszym kierunku strzały, które trafiły niektórych ludzi, jak i koni. Zwinnie je ominęłam i wyjęłam z pochwy miecz kierując go przed siebie. Wjechaliśmy na żywy mur z orków, taranując ich.
Obraz rozmazywał mi się, więc trafiałam w orków na oślep (znaczy miałam nadzieje że w orków).
Nie zauważyłam nadlatującej strzały. Nim zdążyłam się zorientować leciałam już w powietrzu. Zatrzymałam się i z góry próbowałam dostrzec, co się stało. Wśród tłumu ludzi i kłębów dymu roznoszącego się wszędzie ujrzałam czarną postać, leżącą i nie ruszającą się. Podleciałam do niej i ujrzałam martwego Este, którą przekuła strzała.
-N-nie.. - Zająknęłam się mając w oczach łzy. -Tylko nie ty.. -Szybko odpięłam z paska fiolkę ze złotym płynem i wlałam kilka kropel jej zawartości do pyska Este.
-No dalej. To na pewno działa na koni. Proszę, Este - Pogłaskałam go po długiej szyi. Po dłuższym czasie dalej nic się nie stało. Straciłam już nadzieję, na to, że koń ożyje. Moje oczy wciąż się szkliły i nagle zapanowała we mnie chęć mordu. Szybko wrzuciłam fiolkę do przegródki, nawet jej nie zapinając i mocno odbiłam się od ziemi rzucając zaklęciami we wszystkich orków. Nie widząc nic, co jest przede mną leciałam, aż natrafiłam na przeszkodę. W trakcie zderzenia z czymś twardym, okręciłam się,m przez co nie zabezpieczona fiolka wypadła mi z przegródki i leciała w dół. Zanim zarejestrowałam co się stało, fiolka (a raczej jej szczątki) leżały porozrzucane kawałki szkła, wokół których leżała złota mikstura, która po chwili wsiąkła się w ziemie.
-No nie.. Czy może być jeszcze gorzej? - zapytałam retorycznie. Odwróciłam się i napotkałam wzrok olbrzyma, który wściekle na mnie patrzył.
-Wykrakałam. - powiedziałam spokojnie i szybko odleciałam od niego, wiedząc, że mnie goni. Ten pościg miał plusa, a mianowicie olbrzym, ścigając nie, nie widział na czym stawia kroki, więc przygniatał małe - jak dla niego - orki. Nagle na horyzoncie zobaczyłam z tuzin ogromnych słoni, idących w naszą stronę. Wzruszyłam ramionami i wraz z olbrzymem biegnącym za mną, poleciałam w stronę słoni. Tak jak sądziłam, olbrzym wbiegnie na słonia taranując go, co poskutkowało tym, że oboje leżeli. Olbrzym, który zemdlał przygniatał swoją masą słonia, który najprawdopodobniej nie mógł oddychać. Odleciałam ponownie w kierunku zamku i wdałam się w bitwę. Po kilkudziesięciu zabitych orków na rzece pojawiły się czarne okręty. Patrzałam z ciekawością co z nich wyjdzie. Po chwili zeskoczyli z nich trójka ludzi. A tak właściwie Aragorn, Gilmi i Legolas. Uniosłam jedną brew, a zza nich wydobyła się zielona fala duchów. A więc po to musieli wyruszyć... Pomyślałam i lekko się uśmiechnęłam, po czym weszłam w wir walki.
-Hej Leggi! -Krzyknęłam widząc elfa strzelającego z łuku. Blondyn odwrócił się i napotkał moje spojrzenie, przez co uśmiechnął się.
-Hej kochanie! -Odpowiedział i wycelował strzałą we mnie, Nagle mina mi zrzedła. On chyba nie próbuje mnie zabić..
Naprężył cięciwę, a z łuku wyleciała strzała, której wiatr lekko smyrnął mój policzek. Szybko odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam opadającego orka ze strzałą wbitą w czoło. Kamień z serca.
-Dziękuję! - Krzyknęłam do elfa i uśmiechnęłam się, a on odwdzięczył mi się tym samym. Ponownie wyprostowałam rękę z różdżką i rzuciłam zaklęcie uśmiercające w jednego orka, potem następnego i kolejnego. Po kilku dziesięciu zabitych orkach zobaczyłam wskakującego Legolasa na słonia. Wariat.. Pomyślałam i patrzyłam co robi. Bez problemu strzelił słoniowi w głowę i zjechał po jego trąbie i spojrzał na mnie. Następnie poczułam przeszywający się ból w plecach i ciepłą substancje spływającą po nich. Mina mi zrzedła. Spojrzałam na elfa, który przyglądał mi się ze strachem wypisanym na twarzy. Dłonią dosięgłam miejsca na plecach, które bolało mnie najbardziej i przejechałam no nim palcami. Poczułam na nich dziwną i ciepłą substancje. Popatrzałam na swoją dłoń i zobaczyłam na niej krew. Powoli wylądowałam na ziemi, gdyż każdy ruch przyprawiał mnie o większy ból. Stałam prosto z wystawioną dłonią, z której kapała krew. Popatrzałam w górę i zobaczyłam Legolasa biegnącego w moją stronę. Coś krzyczał, ale nic nie słyszałam. W ogóle już nic nie słyszałam. Jak by cała bitwa zatrzymała się w miejscu. Obraz przede mną zaczął się rozmazywać i poczułam jak upadam, ale zamiast twardej ziemi wylądowałam w czyiś ramionach.
-Legolas.. - Szepnęłam patrząc na twarz blondyna, który miał łzy w oczach.
-Hermiona, słyszysz mnie? Gdzie masz eliksir od Galadrieli?! - Usłyszałam.
Pokręciłam przecząco głową.
-Rozbił się. - Powiedziałam resztkami sił.
-Boże, Mionka. Błagam cię, nie możesz mnie teraz zostawić. Proszę! Tylko nie zamykaj oczu, wyleczymy cię. Obiecuję ci to.. - Mówił.
-Leg-legolasie - dotknęłam dłonią jego gorącego policzka, a on swoją dłonią objął moją. Lekko się uśmiechnęłam ciągle mając łzy w oczach. Jedna z nich wypłynęła.
-Kocham cie, Mionka, tak bardzo cię kocham - Wyszeptał elf, któremu także łza spłynęła po policzku.
-Ja ciebie też kocham - Po raz kolejny się uśmiechnęłam i zamknęłam oczy. - Wszystko będzie dobrze - Powtórzyłam jego wcześniejsze słowa.
Po raz kolejny usłyszałam krzyki, ale tym razem nic nie zrozumiałam. Wiedziałam, że to już koniec. Nawet w obliczu śmierci, dobra jest świadomość posiadania osobę, którą się kocha.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Więc, doszliśmy już do końca mojego opowiadania. Oczywiście będzie jeszcze epilog, pod którym znajdzie się bardzo ważna notka dotycząca mojego opowiadania. + Mam nadzieje, że nie zawiedliście się za bardzo na scenie z seksem xd Nigdy czegoś takiego nie opisywałam, więc nie wiem czy wyszło w miarę dobrze ;p
-Nie muszą wyjeżdżać na wojnę, obawiam się, że wojna już do nich przyszła - powiedział elf i poruszył biodrami, aby koń ruszył.
Poszłam w jego ślady i ruszyłam za nim wraz z kilku tysięczną armią, gdzie powiewały flagi Rohanu.
-Godzina wybiła! - Krzyknął Eomer - Jeźdźcy Rohanu, ślubowaliście! Wypełnijcie przysięgę daną władcy i ziemi! - ruszył jako pierwszy i wyjechał za bramę miasta, a za nim podążyli rycerze, w tym ja. Droga była długa i mocno przygrzewało. W głębi duszy miałam cichą nadzieję, że bitwa odbędzie się w nocy, bo w takim upale nie dam rady walczyć. Jechaliśmy już dobre parę godzin, a ja wciąż zastanawiałam się, czy wygramy tę wojnę i czy przeżyję. Czy Legolas przeżyje. Szybko sobie o czymś przypomniałam i ręką sięgnęłam do pasa, przy którym była przywiązana mała fiolka ze złocistym płynem. Dotychczas użyłam jej tylko raz, przez co uratowałam życie Haldirowi. Uśmiechnęłam się lekko, myśląc o nim, a następnie w mojej głowie pokazał się obraz moich braci. Zdrowych i szczęśliwych, czekających na mnie wraz z Elrondem i Arweną w Rivendell. W moim domu. O wzmiance o domu, natychmiast przypomniał mi się Hogwart. Nadal nie rozumiem jakim cudem znalazłam się w Śródziemiu. Jedyne co pamiętam to bitwa, oraz to, że zaatakował mnie Greyback. Następnie obudziłam się w domu Elronda. Czasami myślę, że to po prostu zwykły sen, lub że umarłam.
Potrząsnęłam szybko głową, aby wyrzucić z niej te myśli.
W końcu dojechaliśmy do jakiegoś miejsca u szczytu góry, w którym zrobiliśmy sobie postój. Po kilku dniach jazdy w końcu nam się to przydało.
-Ilu mamy żołnierzy? -Spytał Aragorna król Theoden.
-Pięciuset ludzi z zachodniej bruzdy i trzystu z fenmarku. -Odpowiedział
-A ilu jeźdźców ze Snowman?
-Żadnego..
Dojechaliśmy do urwiska, z którego doskonale było widać wszystkich rycerzy.
-Sześć tysięcy włóczni, liczyłem na dwa razy tyle. - Mruknął Theoden, spoglądając w dół.
-To za mało by sforsować obronę Mordoru - Powiedział Aragorn.
-Zjawią się następni.. - szepnęłam z nadzieją.
-Każda godzina przybliża klęskę. O świcie musimy ruszyć w drogę.
Pokiwałam głową milcząc. Po chwili usłyszałam ryk koni, które niespokojnie się wierzgały.
-Konie są niespokojne, a ludzie milczący - Mruknął Legolas.
-Cień góry napala lękiem - Powiedział Eomer i spojrzał się na górę.
-Tamta drogą - wskazał na przesmyk w górze, z którego wydobywała się mgła - Dokąd prowadzi?
-To ścieżka umarłych. Przejście przez górę. Nikt, kto tam wszedł, nie wrócił, w tej górze drzemie zło.
-Jak to nikt nie wrócił? - Wtrąciłam się do rozmowy.
-Jest legenda. Król Gondoru wezwał swoich sprzymierzeńców do walki, obiecali mu pomóc, ale nie zjawili się. Uciekli. Wtedy król Gondoru przeklnął ich na wieki. - Powiedział tajemniczo i złapał mnie za rękę i razem oddaliliśmy się od "ścieżki umarłych".
Po woli robiło się ciemno. Siedziałam wraz z Legolasem w namiocie i siedzieliśmy w ciszy. Oparłam głowę o tors blondyna i cicho westchnęłam.
-Coś się stało? -Spytał.
-Nie, po prostu nadal nie mogę się pozbyć wrażenia, że może stać się coś złego. -Mruknęłam.
-To po prostu stres przed wojną. Odpręż się. Wszystko będzie dobrze - Pocałował mnie w czubek głowy.
"Wszystko będzie dobrze" słowa, które mają przynieść pocieszenie. Ale ja czuję, że dobrze nie będzie. Wiem, że jutro wydarzy się coś złego. Ale mimo wszystko część mnie uwierzyła w słowa elfa. Malutka cząstka mnie, miała nadzieje, ale prawdziwe życie tak jak by ją pożerało, przez co ta nadzieja się kurczyła. Dotknęłam lewę ręką mojego naszyjnika, który zaczął się świecić. Miałam to zrobić już dawno, ale nigdy nie było dobrej okazji. Podniosłam się do pozycji siedzącej i odgarnęłam z tyłu włosy, przez co łatwiej było mi rozpiąć medalik. Odwróciłam się w stronę Legolasa i wystawiłam do niego rękę, w której trzymałam zwisający medalion.
[+18]
-To dla Ciebie. - Szepnęłam.
Blondyn zmarszczył brwi i spojrzał na mnie.
-Dlaczego chcesz mi to dać?
-To tak na wypadek, gdybym zginęła. Miałbyś jakąś pamiątkę po mnie - lekko się uśmiechnęłam.
-Nie możesz mi tego podarować. I nie mów, ze zginiesz, bo tak nie będzie. - Powiedział i odsunął od siebie moją rękę z naszyjnikiem.
-Mogę go podarować komu chcę, tak samo jak serce. - Powiedziałam patrząc mu w oczy. Wyciągnęłam jego rękę, na której umieściłam medalion i zacisnęłam na nim jego pięść. Legolas zapiął go na szyi i jeszcze raz spojrzał się na mnie i lekko przysunął się w moją stronę a po chwili złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Jedną z moich dłoni dotknęłam jego policzka, a drugą położyłam na jego karku, aby nasze usta były bliżej. Objął mnie w talii, przyciągając mnie bliżej. Wkrótce jego język przejechał po mojej dolnej wardze, prosząc o dostęp, którego chętnie mu udzieliłam, owijając nogi wokół jego pasa, a nasz pocałunek się pogłębił. Słyszałam bicie naszych serc. Musieliśmy oderwać się od siebie, by zaczerpnąć powietrza, ale to nie trwało długo. Legolas popchnął mnie lekko do tyłu, przez co uderzyłam plecami o materac. Skorzystałam z jednej z rzadkich chwil, kiedy nasze usta nie były złączone, by zdjąć mu tunikę przez głowę, czemu się nie sprzeciwiał. Przygryzłam wargę, widząc jego umięśniony brzuch i podbrzusze w kształcie idealnego "V". Jego ręce natychmiast wróciły na moje plecy, pieszcząc skórę poprzez materiał bluzki. Moje dłonie zaplątane były w jego totalnie rozczochrane włosach, a moje usta zachłannie próbowały każdy centymetr jego ust. Nasze klatki piersiowe wznosiły się i opadały, oddychaliśmy ciężko, a nasze czoła były zetknięte, przez co nasze spierzchnięte wargi dzieliły milimetry. Byłam nieco oszołomiona i oparłam dłonie o brzuch elfa, kiedy on mnie obejmował, a jego dłonie powoli przesuwały się tam, gdzie kończyła się moja bluzka.
-Jesteś pewna, ze chcesz to zrobić? - Szepnął.
-Tak - uśmiechnęłam się i ponownie złączyłam nasze usta.
Biorąc wszystkie swoje włosy na bok tak, by nie przeszkadzały, pochyliłam się i pocałowałam go namiętnie. Odwzajemnił gest a ja pociągnęłam go w dół czując jego wzwód na swoim udzie i jego mięśnie ramion wokół siebie. Ścisnął dłońmi mój tyłek, na co jęknęłam, a on skorzystał z okazji, by wepchnąć język w moje usta. Kiedy odsunął się, by zaczerpnąć powietrza (coraz trudniej było normalnie oddychać), zaczął składać mokre pocałunki wzdłuż mojej szczęki i na obojczykach.
-Legolas - szepnęłam, co wyszło bardziej jak jęk, kiedy pocałunkami doszedł do gumki moich majtek.
Elf ściągnął moje majtki i rzucił je na bok, wraz ze swoimi bokserkami. Przygryzłam wnętrze policzka, nie chcąc nawet spojrzeć tam, gdzie jego przyjaciel stał w pełnej chwale.
- Hej, spójrz na mnie - przechylił moją brodę w sposób, który zmusił mnie do spojrzenia na niego. - To tylko trochę boli na początku, ale obiecuję, że ci się spodoba, dobrze? - Odsunął włosy z mojej twarzy.
Zamknęłam oczy na krótką sekundę, oddychając głęboko. Poczułam, jak składa staranny pocałunek na moich ustach, jakby były ze szkła. Nagle poczułam, jak ustawia się przed moją kobiecością patrząc w moje oczy, prosząc o pozwolenie. Skinęłam głową, splatając nasze palce, kiedy moja druga dłoń ściskała prześcieradło, aby przygotować się na ból, który mnie czekał. Jednak przez to, że blondyn tak strasznie powoli i ostrożnie we mnie wchodził, nie było to takie bolesne. To było coś jak obce uczucie i było trochę niewygodne. Tak, jakby mój organizm chciał wypchnąć to z dala ode mnie, ale mój umysł nie. nagle poczułam ból. To nie było tak bolesne, jak ludzie opisywali, ale nie było też łatwe do zniesienia. Niemniej jednak słowa Legolasa mnie uspokoiły, jak również delikatne pocałunki, które składał na mojej twarzy i szyi. jak dotąd, nie poruszył się. Czekał, aż moje ścianki dostosują się do jego wielkości. Nie mam żadnego doświadczenia, ale jeśli są penisy większe od jego, to modliłam się za kobiety, które muszą mieć je w sobie. Po kilku sekundach, ból ustąpił, a ja mimowolnie uniosłam biodra w górę.
Wziął to za pozwolenie do ruszenia się. Cały czas całował mnie i pieścił moje krągłości, a ja chwyciłam jego plecy i szyję, starając się nadążyć za jego tempem.
- Legolas... - Urwałam, mój głos brzmiał dziwnie, jakby nie należał do mnie. Wszystkie przyjemne uczucia ogarnęły mnie w tym samym czasie. To nie tylko fizyczna przyjemność, ale także poczucie bycia jednością, bycia tak blisko, jak tylko możliwe. To była najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek przeżyłam.
Kiedy było już po wszystkim, oboje doszliśmy w tym samym czasie, Blondyn opadł na mnie. Dyszeliśmy, słyszałam jego ciężki oddech przy swoim uchu, nasze skóry kleiły się do siebie od potu. Trzymał mnie w ramionach, dopóki mój orgazm nie opadł całkowicie. Chciałam powiedzieć tak wiele rzeczy, ale jednocześnie nie chciałam niszczyć tej cudownej chwili, którą dzieliliśmy, więc po prostu przytuliłam go mocno. Po chwili z braku energii zasnęłam w ramionach elfa, który ciągle mnie przytulał.
Obudziłam się gdzieś w środku nocy, szczelnie okryta kocem. Zobaczyłam ruszający się cień gdzieś nad łóżkiem więc podniosłam głowę.
-Śpij - usłyszałam cichy, kojący głos, który mógł należeć tylko i wyłącznie do Legolasa.
-Co robisz? - Spytałam, widząc jak Legolas ubiera się.
-Musze wyjechać z Aragornem i Gimlim. Wrócę na bitwę - pocałował mnie w czoło i już miał wychodzić, gdy go zatrzymałam.
-Jadę z wami - powiedział poważnym tonem.
Legolas westchnął i podszedł do mnie i uklęknął przy mnie.
-To jest bardzo nie bezpieczne. Zabrałbym cie wszędzie, ale nie tam. - znowu pocałował mnie w czoło i wstał.
-Uważaj na siebie. - Mruknęłam cicho.
-Będę - Uśmiechnął się i wyszedł z namiotu a ja po raz kolejny zasnęłam.
***
Obudziłam się o świcie. Usłyszałam krzyki ludzi pośpieszających drugich. Szybko wstałam, co przyczyniło się do ogromnego bólu w pobliżu pęcherza. Usiadłam i poczekałam, aż ból minie, po czym powoli wstałam i zaczęłam zbierać ubrania porozrzucane po całym namiocie i szybko je ubrałam. Na końcu przywiązałam pas, w którym jak zawsze były dwa sztylety, miecz, różdżka i fiolka. Wyszłam z namiotu i zobaczyłam ludzi śpieszących się, gaszących ogniska i zasiadających konie. Podeszłam do kołka, przy którym przywiązany był Este, całkowicie gotowy do jazdy. Wsiadłam na siodło i podjechałam do namiotu Króla.
-Do Minas Tirith są trzy dni drogi. Musimy się śpieszyć. - Powiedział widząc mnie i lekko się uśmiechnął. - Idź na koniec i powiedz innym że już wyruszamy.
Pokiwałam głową i podjechałam pod górę i zaczęłam pośpieszać ludzi. Po paru minutach wszyscy siedzieli już na koniach, więc pogalopowałam do króla i pokiwałam głową na znak, że wszyscy są już gotowi.
-Formować szyki! - krzyknął Theoden - Wymarsz! Na przód, do Gondoru! - Ruszył na przód a cała horda żołnierzy puściła się galopem za nim.
Minęły trzy dni, za nim na horyzoncie zobaczyłam białe mury Minas Tirith. Wokół nich gromadzili się tysiące orków, które wciąż atakowały zamek. Przyszliśmy na wojnę wraz ze świtem. Tak jakbyśmy mieli zacząć nową historię, jak słońce wschodzi i tworzy nowy dzień,
Ustawiliśmy się w szeregu widząc jak niektóre części zamku płoną. Strach przybierał na sile. Przekręciłam głowę w prawo i ujrzałam mężczyznę, który trzymał w ręku malutki krzyżyk i wypowiadał po śpiesznie niezrozumiałe słowa, które miały być modlitwą. Następnie spojrzałam w lewo, gdzie zobaczyłam dwójkę ludzi na koniu. Kobietę i... Hobbita.
-Eowina?
Kobieta odwróciła się przerażona, że ktoś odkrył, że bierze udział w bitwie.
-Witaj Hermiono - uśmiechnęła się lekko.
Odwzajemniłam uśmiech i spojrzałam na Hobbita.
-Merry, czemu nie jesteś na własnym koniu?
-Król nie pozwolił mi brać udziału w walce, ale.. Przecież nie mogłem zostać u podnóża góry nie wiedząc co się dzieje z Pippinem - uśmiechnął się przepraszająco a ja pokręciłam głową z uśmiechem i zobaczyłam jak Theoden wychodzi na przód.
-Eomerze, weź swój eored na lewą plante. Gamlingu jedź za sztandarem króla. Grimblodzie, jedź na prawe skrzydło. Na przód, nie bać się mroku! Do boju! Do boju jeźdźcy Theodena! Włócznie pójdą w ruch, tarcze pójdą w drzazgi! Dzień miecza, dzień czerwieni nim wzejdzie słońce - Krzyczał.
Włócznie z przodu odchyliły się a król przejechał po nich mieczem, po czym ustawił się przodem do orków i galopem pognał na nich - A teraz do boju! Na zatracenie i po koniec świata! Na śmierć!
-Na śmierć! - krzyknęli chórem wszyscy i popędzili za królem.
W połowie drogi wystrzeliły w naszym kierunku strzały, które trafiły niektórych ludzi, jak i koni. Zwinnie je ominęłam i wyjęłam z pochwy miecz kierując go przed siebie. Wjechaliśmy na żywy mur z orków, taranując ich.
Obraz rozmazywał mi się, więc trafiałam w orków na oślep (znaczy miałam nadzieje że w orków).
Nie zauważyłam nadlatującej strzały. Nim zdążyłam się zorientować leciałam już w powietrzu. Zatrzymałam się i z góry próbowałam dostrzec, co się stało. Wśród tłumu ludzi i kłębów dymu roznoszącego się wszędzie ujrzałam czarną postać, leżącą i nie ruszającą się. Podleciałam do niej i ujrzałam martwego Este, którą przekuła strzała.
-N-nie.. - Zająknęłam się mając w oczach łzy. -Tylko nie ty.. -Szybko odpięłam z paska fiolkę ze złotym płynem i wlałam kilka kropel jej zawartości do pyska Este.
-No dalej. To na pewno działa na koni. Proszę, Este - Pogłaskałam go po długiej szyi. Po dłuższym czasie dalej nic się nie stało. Straciłam już nadzieję, na to, że koń ożyje. Moje oczy wciąż się szkliły i nagle zapanowała we mnie chęć mordu. Szybko wrzuciłam fiolkę do przegródki, nawet jej nie zapinając i mocno odbiłam się od ziemi rzucając zaklęciami we wszystkich orków. Nie widząc nic, co jest przede mną leciałam, aż natrafiłam na przeszkodę. W trakcie zderzenia z czymś twardym, okręciłam się,m przez co nie zabezpieczona fiolka wypadła mi z przegródki i leciała w dół. Zanim zarejestrowałam co się stało, fiolka (a raczej jej szczątki) leżały porozrzucane kawałki szkła, wokół których leżała złota mikstura, która po chwili wsiąkła się w ziemie.
-No nie.. Czy może być jeszcze gorzej? - zapytałam retorycznie. Odwróciłam się i napotkałam wzrok olbrzyma, który wściekle na mnie patrzył.
-Wykrakałam. - powiedziałam spokojnie i szybko odleciałam od niego, wiedząc, że mnie goni. Ten pościg miał plusa, a mianowicie olbrzym, ścigając nie, nie widział na czym stawia kroki, więc przygniatał małe - jak dla niego - orki. Nagle na horyzoncie zobaczyłam z tuzin ogromnych słoni, idących w naszą stronę. Wzruszyłam ramionami i wraz z olbrzymem biegnącym za mną, poleciałam w stronę słoni. Tak jak sądziłam, olbrzym wbiegnie na słonia taranując go, co poskutkowało tym, że oboje leżeli. Olbrzym, który zemdlał przygniatał swoją masą słonia, który najprawdopodobniej nie mógł oddychać. Odleciałam ponownie w kierunku zamku i wdałam się w bitwę. Po kilkudziesięciu zabitych orków na rzece pojawiły się czarne okręty. Patrzałam z ciekawością co z nich wyjdzie. Po chwili zeskoczyli z nich trójka ludzi. A tak właściwie Aragorn, Gilmi i Legolas. Uniosłam jedną brew, a zza nich wydobyła się zielona fala duchów. A więc po to musieli wyruszyć... Pomyślałam i lekko się uśmiechnęłam, po czym weszłam w wir walki.
-Hej Leggi! -Krzyknęłam widząc elfa strzelającego z łuku. Blondyn odwrócił się i napotkał moje spojrzenie, przez co uśmiechnął się.
-Hej kochanie! -Odpowiedział i wycelował strzałą we mnie, Nagle mina mi zrzedła. On chyba nie próbuje mnie zabić..
Naprężył cięciwę, a z łuku wyleciała strzała, której wiatr lekko smyrnął mój policzek. Szybko odwróciłam się do tyłu i zobaczyłam opadającego orka ze strzałą wbitą w czoło. Kamień z serca.
-Dziękuję! - Krzyknęłam do elfa i uśmiechnęłam się, a on odwdzięczył mi się tym samym. Ponownie wyprostowałam rękę z różdżką i rzuciłam zaklęcie uśmiercające w jednego orka, potem następnego i kolejnego. Po kilku dziesięciu zabitych orkach zobaczyłam wskakującego Legolasa na słonia. Wariat.. Pomyślałam i patrzyłam co robi. Bez problemu strzelił słoniowi w głowę i zjechał po jego trąbie i spojrzał na mnie. Następnie poczułam przeszywający się ból w plecach i ciepłą substancje spływającą po nich. Mina mi zrzedła. Spojrzałam na elfa, który przyglądał mi się ze strachem wypisanym na twarzy. Dłonią dosięgłam miejsca na plecach, które bolało mnie najbardziej i przejechałam no nim palcami. Poczułam na nich dziwną i ciepłą substancje. Popatrzałam na swoją dłoń i zobaczyłam na niej krew. Powoli wylądowałam na ziemi, gdyż każdy ruch przyprawiał mnie o większy ból. Stałam prosto z wystawioną dłonią, z której kapała krew. Popatrzałam w górę i zobaczyłam Legolasa biegnącego w moją stronę. Coś krzyczał, ale nic nie słyszałam. W ogóle już nic nie słyszałam. Jak by cała bitwa zatrzymała się w miejscu. Obraz przede mną zaczął się rozmazywać i poczułam jak upadam, ale zamiast twardej ziemi wylądowałam w czyiś ramionach.
-Legolas.. - Szepnęłam patrząc na twarz blondyna, który miał łzy w oczach.
-Hermiona, słyszysz mnie? Gdzie masz eliksir od Galadrieli?! - Usłyszałam.
Pokręciłam przecząco głową.
-Rozbił się. - Powiedziałam resztkami sił.
-Boże, Mionka. Błagam cię, nie możesz mnie teraz zostawić. Proszę! Tylko nie zamykaj oczu, wyleczymy cię. Obiecuję ci to.. - Mówił.
-Leg-legolasie - dotknęłam dłonią jego gorącego policzka, a on swoją dłonią objął moją. Lekko się uśmiechnęłam ciągle mając łzy w oczach. Jedna z nich wypłynęła.
-Kocham cie, Mionka, tak bardzo cię kocham - Wyszeptał elf, któremu także łza spłynęła po policzku.
-Ja ciebie też kocham - Po raz kolejny się uśmiechnęłam i zamknęłam oczy. - Wszystko będzie dobrze - Powtórzyłam jego wcześniejsze słowa.
Po raz kolejny usłyszałam krzyki, ale tym razem nic nie zrozumiałam. Wiedziałam, że to już koniec. Nawet w obliczu śmierci, dobra jest świadomość posiadania osobę, którą się kocha.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Więc, doszliśmy już do końca mojego opowiadania. Oczywiście będzie jeszcze epilog, pod którym znajdzie się bardzo ważna notka dotycząca mojego opowiadania. + Mam nadzieje, że nie zawiedliście się za bardzo na scenie z seksem xd Nigdy czegoś takiego nie opisywałam, więc nie wiem czy wyszło w miarę dobrze ;p
niedziela, 14 czerwca 2015
Rozdział 12.
Po skończonej bitwie przypatrywaliśmy się odbudowie Helmowego Jaru. Praca szła wolno, gdyż wszyscy robotnicy oraz mężczyźni byli poważnie uszkodzeni. Kobiety wraz z dziećmi w miarę możliwości uporządkowywali komnaty oraz sadzili nowe rośliny, które zostały zniszczone podczas bitwy.
-Czas ruszać po młodych Hobbitów - powiedział Gandalf wsiadając na konia. - Hermiono, za chwilę jeden ze strażników powinien przyprowadzić ci konia. Będzie się wam wygodniej podróżowało.
Kiwnęłam głową z uśmiechem, chociaż w duchu nie było mi do śmiechu bo to oznaczało mniej czasu z Legolasem.
Gdy wszyscy wsiedli już na konie, przyszedł jeden ze strażników z czarnym koniem.
-To Este, jeden z naszych najlepszych koni - powiedział z uśmiechem a ja odwzajemniłam go.
-Dziękuje - kiwnęłam głową i pogłaskałam ogiera po pysku, po czym zwinnie na niego wsiadłam. Trochę dziwnie mi się na nim jeździło, zważywszy na to, że nie miałam przed sobą elfa, w którego mogłabym się wtulić podczas jazdy.
-Wszyscy gotowi? - Spytał czarodziej. Kiwnęłam głową i zmusiłam Este do ruszenia się. - No to w drogę. - Dodał i wyruszył pierwszy. Za nim pojechałam ja, a za mną Legolas, Aragorn z Gimlim, a na końcu Eomer wraz z królem Theodenem.
Jechaliśmy dość długo, przez pola i lasy, aż zobaczyłam ogromną więżę, wyłaniającą się spośród koron drzew. Dotarliśmy do rozwalonego muru, gdzie usłyszałam znajomy śmiech.
-Witam, moi panowie.. I panie - dodał po chwili spoglądając na mnie - w Isengardzie! - Krzyknął ze śmiechem Merry.
-Wy młode urwisy! My was szukamy a wy sobie ucztujecie i palicie! - Krzyknął krasnolud, co wywołało na mojej twarzy śmiech.
-Siedzimy na polu chwały, korzystając z zasłużonych przyjemności - Powiedział spokojnie Pippin siedząc na skale i popalając długą fajkę. - Szczególnie dobra jest solona wieprzowinka - mrugnął do Gimliego i uśmiechnął się.
-Solona wieprzowinka? - mruknął i zszedł z wielkiego konia po czym podszedł do dwójki Hobbitów.
-Jesteśmy pod rozkazami drzewca, który przejął w Isengardzie władzę- Rzekł Merry wskazując na Enty, które zbierały ogromne głazy z zalanej ziemi.
Podjechaliśmy za Gandalfem bliżej wieży, aby przyjrzeć się temu z bliska.
-Umm, młody pan Gandalf - mruknął monotonnie drzewiec - cieszę się z twojego przybycia. Z drewnem, wodą i kamieniem sobie poradzę, ale trzeba tu także przypilnować czarodzieja zamkniętego w wieży - Powiedział i odwrócił się wolno w stronę baszty.
-Uważajcie, Saruman nawet pokonany jest groźny. - Mruknął Gandalf.
-Więc utnijmy mu łeb i po sprawie - Powiedział spokojnie Gimli.
-Nie - zaprzeczył czarodziej - musi pozostać przy życiu. Musi mówić. - Gdy dokończył swoją wypowiedź, na szczycie wieży pojawiła się biała, wysoka postać.
-Stoczyłeś wiele wojen i zabiłeś wielu ludzi, królu Theodenie, ale potem zawierałeś pokój. Nie możemy się porozumieć jak dawniej, stary przyjacielu? Nie możemy zawrzeć pokoju? - próbował nim manipulować.
-Zawrzemy pokój - Rzekł po chwili król, a ja spojrzałam się na niego w szoku. - Zawrzemy pokój, kiedy odpowiesz za spalenie zachodniej bruzdy i za śmierć zabitych tam dzieci! Zawrzemy pokój, kiedy pomścimy żołnierzy, których ciała porąbano, choć leżały martwe u bram rogatego grodu! Gdy zawiśniesz na haku ku uciesze swoich własnych wron, wówczas zawrzemy pokój.
-Haki i wrony.. Stary dureń! A czego pragniesz ty, Gandalfie Szary? - Zapytał retorycznie biały czarodziej - Niech zgadnę, klucza do orthanku? Wraz z koronami siedmiu królów i pięciu różdżkami czarodziejów?
-Twoja zdrada pochłonęła już wiele istnień i wciąż zagraża tysiącom, ale możesz je ocalić. Nauczyciel dopuścił się do rady - Rzekł Gandalf.
-Więc przybyłeś tu zasięgnąć języka? Uchylę ci rąbka tajemnicy. - Powiedziawszy to, wyciągnął spod rękawa dużą, czarną kulę
-Coś się jadzi w sercu Sródziemia, coś, co umknęło przed twym wzrokiem - Mówił patrząc w kulę - Ale wielkie oko to dostrzegło. Nawet w tej chwili Sauron zdobywa przewagę. Zaatakuje wkrótce. Zginiecie wszyscy. Ale ty o tym wiesz, prawda Gandalfie? Nie sądzisz chyba, że ten strażnik zasiądzie na tronie Gondoru? Ten wygnaniec, który wypełz z cienia nigdy nie będzie królem - Powiedział patrząc się na Aragorna. - Gandalf ochoczo poświęca tych, którzy są mu bliscy. Których, jak zapewnia, kocha. Jakimi słowami dodawałeś otuchy Niziołkowi, zanim go wysłałeś na zatracenie? Ścieżka, na którą go pchnąłeś wieść może jedynie ku śmierci.
-Dosyć już tego! - Krzyknęłam widząc minę Gandalfa
-Strzelaj, przeszyj mu łeb strzałą. - Mruknął Gimli do Legolasa, który już chciał wyciągać strzałę.
-Nie. - Powstrzymał go Gandalf - Zejdź do nas, Sarumanie, a ocalisz życie.
-Na nic mi twoja litość i miłosierdzie! - krzyknął, a z końca jego różdżki wyleciał ognisty pocisk, który trafił w Gandalfa, lecz ten potrafił się obronić. Ognista kula rozpowszechniła się tworząc barierę, za którą krył się czarodziej. Po chwili ogień znikł.
-Sarumanie! - Krzyknął do czarodzieja, który miał zaskoczony wyraz twarzy. - Twoja różdżka jest złamana - Powiedział, a magiczny kij zaczął się świecić, po czym pękł.
-Grima - Rzekł Theoden, widząc wyłaniającą się zza Sarumana czarną postać - Nie musisz mu służyć, nie zawsze byłeś taki. Kiedyś byłeś poddanym Rohanu. Zejdź do nas.
Gdy król Theoden dokończył swe zdanie, Grima ukłonił się i chciał zejść, lecz zatrzymał go biały czarodziej.
-Poddanym Rohanu? A czym że jest dwór Rohanu? Oborą, w której zbóje piją w smrodzie, a ich bękarty tarzają się po ziemi z psami. Nie ty zwyciężyłeś w Helmowym Jarze, Theodenie, mistrzu koni. Jesteś nic nie znaczącym potomkiem potężniejszych panów. - Wysyczał.
-Grima, zejdź tu. uwolnij się od niego.
-Uwolnić?! Nigdy nie będzie wolny!
-Nie - mruknął cicho Grima.
-Leź na dół ścierwo! - Krzyknął Saruman i uderzył go w twarz.
-Sarumanie, nie przyjaciel dopuścił cię do rady. Mów co wiesz! - Krzyknął Gandalf
-Odwołaj straże a powiem, gdzie się dopełni wasze przeznaczenie. Nie godzę się na rolę jeńca! - Powiedział biały czarodziej a następnie został trafiony nożem przez wściekłego Grime.
Legolas szybko naciągnął cięciwę i trafił mężczyznę prosto w serce. Oboje padli. Saruman zleciał z wieży i wbił się na kolec w młynie.
-Zawiadomić sojuszników i wolne krainy Śródziemia. Wróg idzie na nas, musimy wiedzieć gdzie uderzyć. - Powiedział po chwili Gandalf.
Patrzyłam się na niego oszołomiona a po chwili spostrzegłam, że młyn, na którym wciąż leży Saruman, zaczął się ruszać, przez co czarodziej zanurzył się, a coś z jego rękawa wypadło.
-Na Merlina.. - mruknęłam cicho ale po chwili zeszłam z Este i podeszłam do tego miejsca. Coś okrągłego błyszczało na dnie wody. Podciągnęłam swoje rękawy i wynurzyłam kulę.
-Gandalfie - Powiedziałam i spojrzałam na niego.
-Na mą korę . - Mruknął drzewiec, widząc co trzymam w rękach.
-Daj to! Szybko! - Krzyknął Gandalf, a ja podałam mu świecącą kulę, którą od razu zawinął w swoje szaty.
Przywołałam do siebie Estę i od razu na niego wsiadłam. Obok mnie przejechał Legolas i lekko się uśmiechnął, co odwzajemniłam i pojechałam za nim.
-Gdzie teraz jedziemy? - Spytałam, widząc resztę drużyny wjeżdżającą w głąb lasu.
-Ponownie do Rohanu. Musimy zobaczyć ile wojska jeszcze nam zostało.
Kiwnęłam głową i przyśpieszyłam jazdę. Po kilku godzinach, szybkim tempem dojechaliśmy do bram grodu. Zsiedliśmy z koni i poszliśmy do swoich komnat się przyszykować na ucztę. Ubrałam zwiewną białą sukienkę, ze złotym paskiem. Do tego ubrałam baletki, które pożyczyłam od Eowini i gotowa zeszłam na dół do wielkiej sali, gdzie już wszyscy się zebrali. Wypatrzyłam w tłumie blond włosom grzywę i podeszłam do niej.
-Hej - uśmiechnęłam się do elfa.
-Hej piękna. - Pocałował mnie lekko w usta i przytulił tyłem do siebie, co wywołało na mojej twarzy szeroki uśmiech i lekkie rumieńce.
Król Theoden powstał z tronu z kieliszkiem w ręce, a za nim Aragorn oraz reszta żołnierzy.
-Dziś wspominamy tych, co przelali krew w obronie tej krainy. Chwała zwycięskim poległym! - uniósł puchar do góry a reszta krzyknęła za nim "Chwała!" i wypili toast.
***
-Żadnych przerw, żadnego wylewania. - Powiedział Eomer podając Legolasowi i Gimliemu kubki wypełnione po brzegi piwem.
-I żadnego rzygania - Mruknął krasnolud i wypił zawartość pierwszego kubka.
-To turniej picia? - Spytał elf i wziął do ręki jeden kubek.
-Ostatni, który nie padnie, zwycięża. - Powiedział Krasnolud pijąc kolejne piwo.
Legolas popatrzył się dziwnie na zawartość swojego kubka a potem na mnie, po czym uniósł jedną brew i wypił napój.
Zawody wciąż trwały, a po żadnym z nich nie było widać żadnych oznak przepicia. No, może po Legolasie nie było widać nic. Krasnolud co chwilę bekał i kołysał się niebezpiecznie.
-To krasnoludy chodzą pływać z małymi, włochatymi kobietami! - śmiał się Gimli i wziął kolejny kufer piwa.
Zaśmiałam się cicho i spojrzałam na Legolasa, który ciągle stał prosto, po mimo tuzina wypitych piw.
-Czuję coś - Mruknął i spojrzał na swoje dłonie - Lekkie mrowienie w palcach. Chyba zaczyna działać. - Powiedział a ja wybuchłam śmiechem.
-A nie mówiłem? Ma słabą głowę - Powiedział poważnym tonem Gimli po czym się zatrzymał i runął na ziemie.
Elf uniósł jedną brew i spojrzał na Eomera.
-Gra skończona - uśmiechnął się.
Podeszłam do niego i lekko pocałowałam w usta - Brawo - zaśmiałam się, a elf mocno mnie objął.
-Chodźmy zatańczyć - uśmiechnęłam się i pociągnęłam go na parkiet, gdzie wielu ludzi już tańczyło i piło.
***
Przed świtem cała impreza skończyła się. Obudziłam się w jakiejś sali. Było jeszcze ciemno, więc każdy smacznie spał. Strasznie zachciało mi się pić, więc wstałam i gdy miałam wyjść z sali w poszukiwaniu picia, usłyszałam jakiś szum na zewnątrz. Zatrzymałam się i rozważałam wszystkie za i przeciw pójścia tam. Po chwili zdecydowałam, że pójdę i sprawdzę co tam jest. Na zewnątrz było trochę jaśniej niż w środku, zważywszy na to, że ziemie oświetla księżyc i miliony gwiazd. Rozejrzałam się i zobaczyłam na szczycie schodów ciemną postać, wpatrującą się w gwiazdy. Powoli podeszłam do niej aż w końcu usłyszałam ten głos, który tak bardzo uwielbiałam. Łagodny, kojący głos, który zawsze mnie uspokajał, dzisiaj był dziwnie niespokojny.
-Gwiazdy spowiła mgła, coś się czai na wschodzie, nie znająca snu groźba. Oko nie przyjaciela jest w ruchu.
-Skąd ty wiesz takie rzeczy? - Spytałam, nie rozumiejąc jakim cudem elf może wyczuć zagrożenie dochodzące ze wschodu po tuzinie piw.
-Czuje to. Jestem eflem. Mamy bardziej rozwinięte zmysły. Potrafimy wyczuć nadchodzące niebezpieczeństwo. - Uśmiechnął się nonszalancko i objął mnie ramieniem.
-Czyli, że jak bym ja była w jakimś niebezpieczeństwie to byś to poczuł?
-Dopóki jesteś przy mnie, nigdy nie pozwolę być ci w niebezpieczeństwie. Nic ci tutaj nie zagraża - uśmiechnął się i przybliżył swoją twarz do mojej. Zarzuciłam swoje ręce na jego ramiona i przyciągnęłam go bliżej.
-A gdybym jednak była w jakimś niebezpieczeństwie? - uniosłam pytająco brew.
-Wtedy pozabijałbym każdego, kto ośmieliłby cię chociaż tknąć - Wyszeptał prosto w moje usta i natychmiast się w nie wbił. Z każdą sekundą nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Niestety nasz pocałunek przerwały krzyki. Szybko oderwałam się od Legolasa i spojrzałam w stronę, z której owy krzyk dochodził.
-Chodźmy tam - Powiedział Legolas i złapał mnie za dłoń po czym pociągnął za sobą. Wbiegliśmy do sali, w której się obudziłam. Na podłodze walał się Pippin, trzymając w dłoni tą samą kulę, którą znalazłam w Isengardzie. Podbiegłam do Tuka i wyrwałam z jego rąk ognistą kulę i natychmiast pochłonął mnie mrok, wszystko dookoła mnie się paliło a na środku obok białego drzewa leżał martwy Legolas. Zaczęłam krzyczeć i nagle się obudziłam. Nie miałam już w dłoni kuli i leżałam na ziemi a przede mną siedział blond włosy elf i mocno mnie przytulał.
-Głupi Tuk! - krzyknął Gandalf trzymając w dłoni zawiniętą kule, ale po chwili podbiegł do Niziołka, który leżał bezwładnie na ziemi i patrzył się w jeden punkt nawet nie mrugając. Czarodziej dotknął jego czoła i zaczął cicho mówić jakieś złożone zaklęcie. Po chwili Pippin się ocknął i przerażony patrzył się po wszystkich.
-Spójrz na mnie - Rzekł Gandalf.
-Gandalfie - Szepnął Niziołek, trzymając czarodzieja za rękę - Wybacz mi, Gandalfie.
-Co widziałeś?
Tuk zamknął oczy a po chwili je otworzył i wyszeptał - Drzewo.. Było tam białe drzewo i brukowany dziedziniec.. Było martwe.. Miasto w ogniu..
-Widziałeś Minas Tirith? - Spytał przerażony Gandalf.
-Widziałem.. J-jego - zająknął się i ponownie zamknął oczy. - Słyszałem jego głos.
-Co mu powiedziałeś?
Pippin oblizał wargi a po chwili szepnął - Spytał się o moje imię. Milczałem. Zadał mi ból.
-Co mówiłeś o Frodzie i pierścieniu?
***
-W jego oczach nie było kłamstwa - Mówił czarodziej chodząc w około wielkiej sali. - Głupiec z niego, ale w dalszym ciągu uczciwy. Nie powiedział Sauronowi o Frodzie i pierścieniu. Mamy szczęście w nieszczęściu. Pippin ujrzał w palantirze fragment planu nie przyjaciela. Sauron chce uderzyć na Minas Tirith. Klęska w Helmowym Jarze uświadomiła mu prawdę. Zjawił się dziedzic Elendira, a ludzie są silniejsi niż myślą. Maja dość odwagi by mu stawić wyzwanie. To go napełnia lękiem. Nie dopuści, by Śródziemie zjednoczyło się pod jednym sztandarem. Zrówna Minas Tirith z ziemią, by król nie mógł wrócić na tron ludzi. Gdy w Gondorze rozbłysną ognie, Rohan musi być gotów do wojny.
-Powiedz - Mruknął król Theoden - Dlaczego mamy śpieszyć pomocą tym, którzy nas nie wsparli? Co jesteśmy winni Gondorowi? - Spytał.
-Ja pójdę. - Powiedział Aragorn, lecz Gandalf zaprzeczył.
-Trzeba ich ostrzec! - Sprzeciwiał się mężczyzna.
-I tak się stanie - Powiedział i podszedł bliżej Aragorna i wyszeptał - Ruszysz tam inną drogą. Trzymaj się rzeki i wypatruj czarnych okrętów. - Odszedł od Aragorna i zwrócił się do wszystkich.
-Zrozumcie jedno: To co wprawione w ruch, nie da się już zatrzymać. Pojadę do Minas Tirith, ale nie będę sam - Spojrzał na Pippina i odwrócił się w stronę wyjścia.
***
Siedziałam na drewnianej wieży i przypatrywałam się wszystkim ludziom. Po chwili zobaczyłam wyjeżdżającego w pośpiechu Gandalfa wraz z Pippinem. Chwilę później po schodach wspiął się Merry i wpatrywał się w oddalającego się przyjaciela.
-Zawsze był przy mnie - zaczął smutno Niziołek - Gdziekolwiek się udałem. Jeszcze kiedy byliśmy pędrakami, pakowałem go w najgorsze tarapaty ale zawsze go z nich wyciągałem. A teraz go nie ma. Tak jak Froda i Sama. - Popatrzył się na mnie.
-Teraz wiem o Hobbitach jedno. To bardzo dzielny ludek.
-Może raczej bezczelny - Powiedział i się uśmiechnął - Pippin pochodzi z Tuków.
Cicho się zaśmiałam i popatrzyłam na odjeżdżającego Gandalfa.
***
Siedziałam samotnie na szczycie schodów i parzyłam w zachodzące słońce za horyzontem.
-Hermiono. - Powiedział nagle Legolas, który zjawił się za mną znikąd. - Kolacja jest już podana.
-Nie jestem głodna - wzruszyłam ramionami.
Blondyn usiadł obok mnie i chwycił dwoma palcami mój podbródek i odwrócił w moją stronę. - Coś się stało?
-Nie, nic się nie stało, po prostu.. - Westchnęłam - Boje się. Boje się tej bitwy. Możemy nie przeżyć a ja nie chcę ciebie stracić - W moich oczach pojawiły się łzy.
-Wszystko będzie dobrze, ok? - dotknął mojego policzka, przez co zamknęłam oczy. -Nie martw się przyszłością, bo ważne jest to, co się dzieje teraz. W tym momencie. Nie możesz zadręczać się tym co będzie, bo wtedy wyobrażasz sobie najgorsze scenariusze, przez co tracisz nadzieję, a to dzięki niej jesteśmy tutaj. Mamy nadzieję na lepsze jutro i to dzięki nam może się tak stać. To dzięki nam i naszej wierze możemy wygrać - Pocałował mnie lekko w usta - Nie smuć się już bo smutek to najpowolniejsza forma umierania. - jeszcze raz pocałował mnie w usta i wstał podając mi rękę - Chodź, będą się niepokoić - uśmiechnął się lekko co odwzajemniłam i chwyciłam go za rękę o czym wstałam.
-Dziękuję.
-Nie masz za co dziękować. Zawsze będę przy tobie - uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
Po chwili usłyszeliśmy śmiechy i krzyki dzieci, które biegały sobie po schodach. Jeden z nich biegł na oślep i nie zauważył mnie przed sobą. Nie zdążyłam zareagować, przez co chłopczyk walnął we mnie i straciłam równowagę a po chwili spadałam w dół. Zamknęłam oczy czekając na ból. Życie przeskoczyło mi przed oczami. Moje urodziny z rodzicami. Dzień w którym dostałam list z Hogwartu. Gdy zaprzyjaźniłam się z Harrym i Ronem. Troll w łazience. Spercyfikowanie przez bazyliszka. Uwolnienie niewinnego człowieka z Azkabanu, który okazał się być chrzestnym Harrego. Turniej trójmagiczny. Śmierć Syriusza. Wojna i nowi przyjaciele, a w tym Legolas. Czekałam na ból, który nie nastąpił. Czułam, jak bym płynęła. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że znajduję się ze dwa metry nad ziemią. Spojrzałam w górę, gdzie zobaczyłam przerażonego elfa i dwójkę dzieci, patrzących na to wszystko. Próbowałam jakoś się ściągnąć z tego powietrza, ale to było zbyt trudne.
-Ej, pomocy!
Legolas szybko zbiegł po schodach i podbiegł do mnie, po czym postawił mnie na ziemi.
-Co? - Uniósł jedną brew nadal nie rozumiejąc co się właściwie stało.
-Nie mam pojęcia.. - Pokręciłam głową i usiadłam na schodach. Momentalnie przypomniał mi się jeden ze snów. Byłam w nim z Legolasem i pokazywałam mu, jak latam. Wtedy powiedział mi, że mogę być wróżką a ja zaprzeczyłam, bo wiedziałam, ze wróżki pomimo latania, potrafią czarować. Pokręciłam głową, żeby wybić sobie te myśli z głowy.
-Co?
-Nic, bo ja kiedyś miałam sny. Takie sny, jak by z mojego dzieciństwa, którego nie pamiętam. Byłeś w nich ty. Jako mały elf i.. - Zatrzymałam się na chwilę studiując minę Legolasa a po chwili kontynuowałam - i tam odkryłam że umiem latać. Wtedy ty powiedziałeś, że jestem wróżką, ale ja zaprzeczyłam bo wtedy nie wiedziałam, ze umiem czarować. Ale nie wiem co o tym teraz myśleć. - zmarszczyłam czoło - to jest po prostu nie możliwe, żebym była wróżką, prawda? - popatrzałam na elfa.
-Możliwe, jeżeli miałaś w rodzinie jakąś wróżkę. To może być każdy. Twoja matka, babka lub prababka. Ale zawsze kobiety. - uklęknął przede mną - Merlinie, nigdy więcej mnie tak nie strasz - złapał mój podbródek - Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak przerażony..
Uśmiechnęłam się lekko i pocałowałam krótko w usta. - Chodźmy już.
***
Na następny dzień siedzieliśmy w wielkiej sali, gdy z hukiem przez drzwi wpadł Aragorn.
-Sygnały z Minas Torith! Płonie ogień! Gondor wzywa pomocy. - Podbiegł do króla Theodena i przypatrywał się mu bacznie.
Wszyscy patrzyli w wyczekiwaniu na odpowiedź króla. Po chwili rzekł.
-Rohan odpowie. Zwołać Rohirrimów!
Uśmiechnęłam się lekko, chociaż w duchu znów zaczęłam się bać wojny. Usłyszeliśmy dzwony a po chwili stukot kopyt. Żołnierze zaczęli się szykować na wojnę, więc i my zaczęliśmy się szykować. Pobiegłam do swojej tymczasowej komnaty, aby ubrać swoje lekkie i wojenne ubrania. Wszystko przypięłam skórzanym pasem, do którego umocowałam dwa sztylety, miecz i różdżkę. Założyłam długie buty i mocno zawiązałam je sznurowadłami. Gotowa zbiegłam na dół po swojego konia Este i przyszykowałam go do jazdy i nakarmiłam. Po kilku minutach wyszłam ze stajni i wraz z ogierem poszłam do Legolasa stojącego z Arodem.
-Jestem już gotowa - Uśmiechnęłam się lekko i mocno wbiłam się w jego usta.
-Czas ruszać po młodych Hobbitów - powiedział Gandalf wsiadając na konia. - Hermiono, za chwilę jeden ze strażników powinien przyprowadzić ci konia. Będzie się wam wygodniej podróżowało.
Kiwnęłam głową z uśmiechem, chociaż w duchu nie było mi do śmiechu bo to oznaczało mniej czasu z Legolasem.
Gdy wszyscy wsiedli już na konie, przyszedł jeden ze strażników z czarnym koniem.
-To Este, jeden z naszych najlepszych koni - powiedział z uśmiechem a ja odwzajemniłam go.
-Dziękuje - kiwnęłam głową i pogłaskałam ogiera po pysku, po czym zwinnie na niego wsiadłam. Trochę dziwnie mi się na nim jeździło, zważywszy na to, że nie miałam przed sobą elfa, w którego mogłabym się wtulić podczas jazdy.
-Wszyscy gotowi? - Spytał czarodziej. Kiwnęłam głową i zmusiłam Este do ruszenia się. - No to w drogę. - Dodał i wyruszył pierwszy. Za nim pojechałam ja, a za mną Legolas, Aragorn z Gimlim, a na końcu Eomer wraz z królem Theodenem.
Jechaliśmy dość długo, przez pola i lasy, aż zobaczyłam ogromną więżę, wyłaniającą się spośród koron drzew. Dotarliśmy do rozwalonego muru, gdzie usłyszałam znajomy śmiech.
-Witam, moi panowie.. I panie - dodał po chwili spoglądając na mnie - w Isengardzie! - Krzyknął ze śmiechem Merry.
-Wy młode urwisy! My was szukamy a wy sobie ucztujecie i palicie! - Krzyknął krasnolud, co wywołało na mojej twarzy śmiech.
-Siedzimy na polu chwały, korzystając z zasłużonych przyjemności - Powiedział spokojnie Pippin siedząc na skale i popalając długą fajkę. - Szczególnie dobra jest solona wieprzowinka - mrugnął do Gimliego i uśmiechnął się.
-Solona wieprzowinka? - mruknął i zszedł z wielkiego konia po czym podszedł do dwójki Hobbitów.
-Jesteśmy pod rozkazami drzewca, który przejął w Isengardzie władzę- Rzekł Merry wskazując na Enty, które zbierały ogromne głazy z zalanej ziemi.
Podjechaliśmy za Gandalfem bliżej wieży, aby przyjrzeć się temu z bliska.
-Umm, młody pan Gandalf - mruknął monotonnie drzewiec - cieszę się z twojego przybycia. Z drewnem, wodą i kamieniem sobie poradzę, ale trzeba tu także przypilnować czarodzieja zamkniętego w wieży - Powiedział i odwrócił się wolno w stronę baszty.
-Uważajcie, Saruman nawet pokonany jest groźny. - Mruknął Gandalf.
-Więc utnijmy mu łeb i po sprawie - Powiedział spokojnie Gimli.
-Nie - zaprzeczył czarodziej - musi pozostać przy życiu. Musi mówić. - Gdy dokończył swoją wypowiedź, na szczycie wieży pojawiła się biała, wysoka postać.
-Stoczyłeś wiele wojen i zabiłeś wielu ludzi, królu Theodenie, ale potem zawierałeś pokój. Nie możemy się porozumieć jak dawniej, stary przyjacielu? Nie możemy zawrzeć pokoju? - próbował nim manipulować.
-Zawrzemy pokój - Rzekł po chwili król, a ja spojrzałam się na niego w szoku. - Zawrzemy pokój, kiedy odpowiesz za spalenie zachodniej bruzdy i za śmierć zabitych tam dzieci! Zawrzemy pokój, kiedy pomścimy żołnierzy, których ciała porąbano, choć leżały martwe u bram rogatego grodu! Gdy zawiśniesz na haku ku uciesze swoich własnych wron, wówczas zawrzemy pokój.
-Haki i wrony.. Stary dureń! A czego pragniesz ty, Gandalfie Szary? - Zapytał retorycznie biały czarodziej - Niech zgadnę, klucza do orthanku? Wraz z koronami siedmiu królów i pięciu różdżkami czarodziejów?
-Twoja zdrada pochłonęła już wiele istnień i wciąż zagraża tysiącom, ale możesz je ocalić. Nauczyciel dopuścił się do rady - Rzekł Gandalf.
-Więc przybyłeś tu zasięgnąć języka? Uchylę ci rąbka tajemnicy. - Powiedziawszy to, wyciągnął spod rękawa dużą, czarną kulę
-Coś się jadzi w sercu Sródziemia, coś, co umknęło przed twym wzrokiem - Mówił patrząc w kulę - Ale wielkie oko to dostrzegło. Nawet w tej chwili Sauron zdobywa przewagę. Zaatakuje wkrótce. Zginiecie wszyscy. Ale ty o tym wiesz, prawda Gandalfie? Nie sądzisz chyba, że ten strażnik zasiądzie na tronie Gondoru? Ten wygnaniec, który wypełz z cienia nigdy nie będzie królem - Powiedział patrząc się na Aragorna. - Gandalf ochoczo poświęca tych, którzy są mu bliscy. Których, jak zapewnia, kocha. Jakimi słowami dodawałeś otuchy Niziołkowi, zanim go wysłałeś na zatracenie? Ścieżka, na którą go pchnąłeś wieść może jedynie ku śmierci.
-Dosyć już tego! - Krzyknęłam widząc minę Gandalfa
-Strzelaj, przeszyj mu łeb strzałą. - Mruknął Gimli do Legolasa, który już chciał wyciągać strzałę.
-Nie. - Powstrzymał go Gandalf - Zejdź do nas, Sarumanie, a ocalisz życie.
-Na nic mi twoja litość i miłosierdzie! - krzyknął, a z końca jego różdżki wyleciał ognisty pocisk, który trafił w Gandalfa, lecz ten potrafił się obronić. Ognista kula rozpowszechniła się tworząc barierę, za którą krył się czarodziej. Po chwili ogień znikł.
-Sarumanie! - Krzyknął do czarodzieja, który miał zaskoczony wyraz twarzy. - Twoja różdżka jest złamana - Powiedział, a magiczny kij zaczął się świecić, po czym pękł.
-Grima - Rzekł Theoden, widząc wyłaniającą się zza Sarumana czarną postać - Nie musisz mu służyć, nie zawsze byłeś taki. Kiedyś byłeś poddanym Rohanu. Zejdź do nas.
Gdy król Theoden dokończył swe zdanie, Grima ukłonił się i chciał zejść, lecz zatrzymał go biały czarodziej.
-Poddanym Rohanu? A czym że jest dwór Rohanu? Oborą, w której zbóje piją w smrodzie, a ich bękarty tarzają się po ziemi z psami. Nie ty zwyciężyłeś w Helmowym Jarze, Theodenie, mistrzu koni. Jesteś nic nie znaczącym potomkiem potężniejszych panów. - Wysyczał.
-Grima, zejdź tu. uwolnij się od niego.
-Uwolnić?! Nigdy nie będzie wolny!
-Nie - mruknął cicho Grima.
-Leź na dół ścierwo! - Krzyknął Saruman i uderzył go w twarz.
-Sarumanie, nie przyjaciel dopuścił cię do rady. Mów co wiesz! - Krzyknął Gandalf
-Odwołaj straże a powiem, gdzie się dopełni wasze przeznaczenie. Nie godzę się na rolę jeńca! - Powiedział biały czarodziej a następnie został trafiony nożem przez wściekłego Grime.
Legolas szybko naciągnął cięciwę i trafił mężczyznę prosto w serce. Oboje padli. Saruman zleciał z wieży i wbił się na kolec w młynie.
-Zawiadomić sojuszników i wolne krainy Śródziemia. Wróg idzie na nas, musimy wiedzieć gdzie uderzyć. - Powiedział po chwili Gandalf.
Patrzyłam się na niego oszołomiona a po chwili spostrzegłam, że młyn, na którym wciąż leży Saruman, zaczął się ruszać, przez co czarodziej zanurzył się, a coś z jego rękawa wypadło.
-Na Merlina.. - mruknęłam cicho ale po chwili zeszłam z Este i podeszłam do tego miejsca. Coś okrągłego błyszczało na dnie wody. Podciągnęłam swoje rękawy i wynurzyłam kulę.
-Gandalfie - Powiedziałam i spojrzałam na niego.
-Na mą korę . - Mruknął drzewiec, widząc co trzymam w rękach.
-Daj to! Szybko! - Krzyknął Gandalf, a ja podałam mu świecącą kulę, którą od razu zawinął w swoje szaty.
Przywołałam do siebie Estę i od razu na niego wsiadłam. Obok mnie przejechał Legolas i lekko się uśmiechnął, co odwzajemniłam i pojechałam za nim.
-Gdzie teraz jedziemy? - Spytałam, widząc resztę drużyny wjeżdżającą w głąb lasu.
-Ponownie do Rohanu. Musimy zobaczyć ile wojska jeszcze nam zostało.
Kiwnęłam głową i przyśpieszyłam jazdę. Po kilku godzinach, szybkim tempem dojechaliśmy do bram grodu. Zsiedliśmy z koni i poszliśmy do swoich komnat się przyszykować na ucztę. Ubrałam zwiewną białą sukienkę, ze złotym paskiem. Do tego ubrałam baletki, które pożyczyłam od Eowini i gotowa zeszłam na dół do wielkiej sali, gdzie już wszyscy się zebrali. Wypatrzyłam w tłumie blond włosom grzywę i podeszłam do niej.
-Hej - uśmiechnęłam się do elfa.
-Hej piękna. - Pocałował mnie lekko w usta i przytulił tyłem do siebie, co wywołało na mojej twarzy szeroki uśmiech i lekkie rumieńce.
Król Theoden powstał z tronu z kieliszkiem w ręce, a za nim Aragorn oraz reszta żołnierzy.
-Dziś wspominamy tych, co przelali krew w obronie tej krainy. Chwała zwycięskim poległym! - uniósł puchar do góry a reszta krzyknęła za nim "Chwała!" i wypili toast.
***
-Żadnych przerw, żadnego wylewania. - Powiedział Eomer podając Legolasowi i Gimliemu kubki wypełnione po brzegi piwem.
-I żadnego rzygania - Mruknął krasnolud i wypił zawartość pierwszego kubka.
-To turniej picia? - Spytał elf i wziął do ręki jeden kubek.
-Ostatni, który nie padnie, zwycięża. - Powiedział Krasnolud pijąc kolejne piwo.
Legolas popatrzył się dziwnie na zawartość swojego kubka a potem na mnie, po czym uniósł jedną brew i wypił napój.
Zawody wciąż trwały, a po żadnym z nich nie było widać żadnych oznak przepicia. No, może po Legolasie nie było widać nic. Krasnolud co chwilę bekał i kołysał się niebezpiecznie.
-To krasnoludy chodzą pływać z małymi, włochatymi kobietami! - śmiał się Gimli i wziął kolejny kufer piwa.
Zaśmiałam się cicho i spojrzałam na Legolasa, który ciągle stał prosto, po mimo tuzina wypitych piw.
-Czuję coś - Mruknął i spojrzał na swoje dłonie - Lekkie mrowienie w palcach. Chyba zaczyna działać. - Powiedział a ja wybuchłam śmiechem.
-A nie mówiłem? Ma słabą głowę - Powiedział poważnym tonem Gimli po czym się zatrzymał i runął na ziemie.
Elf uniósł jedną brew i spojrzał na Eomera.
-Gra skończona - uśmiechnął się.
Podeszłam do niego i lekko pocałowałam w usta - Brawo - zaśmiałam się, a elf mocno mnie objął.
-Chodźmy zatańczyć - uśmiechnęłam się i pociągnęłam go na parkiet, gdzie wielu ludzi już tańczyło i piło.
***
Przed świtem cała impreza skończyła się. Obudziłam się w jakiejś sali. Było jeszcze ciemno, więc każdy smacznie spał. Strasznie zachciało mi się pić, więc wstałam i gdy miałam wyjść z sali w poszukiwaniu picia, usłyszałam jakiś szum na zewnątrz. Zatrzymałam się i rozważałam wszystkie za i przeciw pójścia tam. Po chwili zdecydowałam, że pójdę i sprawdzę co tam jest. Na zewnątrz było trochę jaśniej niż w środku, zważywszy na to, że ziemie oświetla księżyc i miliony gwiazd. Rozejrzałam się i zobaczyłam na szczycie schodów ciemną postać, wpatrującą się w gwiazdy. Powoli podeszłam do niej aż w końcu usłyszałam ten głos, który tak bardzo uwielbiałam. Łagodny, kojący głos, który zawsze mnie uspokajał, dzisiaj był dziwnie niespokojny.
-Gwiazdy spowiła mgła, coś się czai na wschodzie, nie znająca snu groźba. Oko nie przyjaciela jest w ruchu.
-Skąd ty wiesz takie rzeczy? - Spytałam, nie rozumiejąc jakim cudem elf może wyczuć zagrożenie dochodzące ze wschodu po tuzinie piw.
-Czuje to. Jestem eflem. Mamy bardziej rozwinięte zmysły. Potrafimy wyczuć nadchodzące niebezpieczeństwo. - Uśmiechnął się nonszalancko i objął mnie ramieniem.
-Czyli, że jak bym ja była w jakimś niebezpieczeństwie to byś to poczuł?
-Dopóki jesteś przy mnie, nigdy nie pozwolę być ci w niebezpieczeństwie. Nic ci tutaj nie zagraża - uśmiechnął się i przybliżył swoją twarz do mojej. Zarzuciłam swoje ręce na jego ramiona i przyciągnęłam go bliżej.
-A gdybym jednak była w jakimś niebezpieczeństwie? - uniosłam pytająco brew.
-Wtedy pozabijałbym każdego, kto ośmieliłby cię chociaż tknąć - Wyszeptał prosto w moje usta i natychmiast się w nie wbił. Z każdą sekundą nasz pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Niestety nasz pocałunek przerwały krzyki. Szybko oderwałam się od Legolasa i spojrzałam w stronę, z której owy krzyk dochodził.
-Chodźmy tam - Powiedział Legolas i złapał mnie za dłoń po czym pociągnął za sobą. Wbiegliśmy do sali, w której się obudziłam. Na podłodze walał się Pippin, trzymając w dłoni tą samą kulę, którą znalazłam w Isengardzie. Podbiegłam do Tuka i wyrwałam z jego rąk ognistą kulę i natychmiast pochłonął mnie mrok, wszystko dookoła mnie się paliło a na środku obok białego drzewa leżał martwy Legolas. Zaczęłam krzyczeć i nagle się obudziłam. Nie miałam już w dłoni kuli i leżałam na ziemi a przede mną siedział blond włosy elf i mocno mnie przytulał.
-Głupi Tuk! - krzyknął Gandalf trzymając w dłoni zawiniętą kule, ale po chwili podbiegł do Niziołka, który leżał bezwładnie na ziemi i patrzył się w jeden punkt nawet nie mrugając. Czarodziej dotknął jego czoła i zaczął cicho mówić jakieś złożone zaklęcie. Po chwili Pippin się ocknął i przerażony patrzył się po wszystkich.
-Spójrz na mnie - Rzekł Gandalf.
-Gandalfie - Szepnął Niziołek, trzymając czarodzieja za rękę - Wybacz mi, Gandalfie.
-Co widziałeś?
Tuk zamknął oczy a po chwili je otworzył i wyszeptał - Drzewo.. Było tam białe drzewo i brukowany dziedziniec.. Było martwe.. Miasto w ogniu..
-Widziałeś Minas Tirith? - Spytał przerażony Gandalf.
-Widziałem.. J-jego - zająknął się i ponownie zamknął oczy. - Słyszałem jego głos.
-Co mu powiedziałeś?
Pippin oblizał wargi a po chwili szepnął - Spytał się o moje imię. Milczałem. Zadał mi ból.
-Co mówiłeś o Frodzie i pierścieniu?
***
-W jego oczach nie było kłamstwa - Mówił czarodziej chodząc w około wielkiej sali. - Głupiec z niego, ale w dalszym ciągu uczciwy. Nie powiedział Sauronowi o Frodzie i pierścieniu. Mamy szczęście w nieszczęściu. Pippin ujrzał w palantirze fragment planu nie przyjaciela. Sauron chce uderzyć na Minas Tirith. Klęska w Helmowym Jarze uświadomiła mu prawdę. Zjawił się dziedzic Elendira, a ludzie są silniejsi niż myślą. Maja dość odwagi by mu stawić wyzwanie. To go napełnia lękiem. Nie dopuści, by Śródziemie zjednoczyło się pod jednym sztandarem. Zrówna Minas Tirith z ziemią, by król nie mógł wrócić na tron ludzi. Gdy w Gondorze rozbłysną ognie, Rohan musi być gotów do wojny.
-Powiedz - Mruknął król Theoden - Dlaczego mamy śpieszyć pomocą tym, którzy nas nie wsparli? Co jesteśmy winni Gondorowi? - Spytał.
-Ja pójdę. - Powiedział Aragorn, lecz Gandalf zaprzeczył.
-Trzeba ich ostrzec! - Sprzeciwiał się mężczyzna.
-I tak się stanie - Powiedział i podszedł bliżej Aragorna i wyszeptał - Ruszysz tam inną drogą. Trzymaj się rzeki i wypatruj czarnych okrętów. - Odszedł od Aragorna i zwrócił się do wszystkich.
-Zrozumcie jedno: To co wprawione w ruch, nie da się już zatrzymać. Pojadę do Minas Tirith, ale nie będę sam - Spojrzał na Pippina i odwrócił się w stronę wyjścia.
***
Siedziałam na drewnianej wieży i przypatrywałam się wszystkim ludziom. Po chwili zobaczyłam wyjeżdżającego w pośpiechu Gandalfa wraz z Pippinem. Chwilę później po schodach wspiął się Merry i wpatrywał się w oddalającego się przyjaciela.
-Zawsze był przy mnie - zaczął smutno Niziołek - Gdziekolwiek się udałem. Jeszcze kiedy byliśmy pędrakami, pakowałem go w najgorsze tarapaty ale zawsze go z nich wyciągałem. A teraz go nie ma. Tak jak Froda i Sama. - Popatrzył się na mnie.
-Teraz wiem o Hobbitach jedno. To bardzo dzielny ludek.
-Może raczej bezczelny - Powiedział i się uśmiechnął - Pippin pochodzi z Tuków.
Cicho się zaśmiałam i popatrzyłam na odjeżdżającego Gandalfa.
***
Siedziałam samotnie na szczycie schodów i parzyłam w zachodzące słońce za horyzontem.
-Hermiono. - Powiedział nagle Legolas, który zjawił się za mną znikąd. - Kolacja jest już podana.
-Nie jestem głodna - wzruszyłam ramionami.
Blondyn usiadł obok mnie i chwycił dwoma palcami mój podbródek i odwrócił w moją stronę. - Coś się stało?
-Nie, nic się nie stało, po prostu.. - Westchnęłam - Boje się. Boje się tej bitwy. Możemy nie przeżyć a ja nie chcę ciebie stracić - W moich oczach pojawiły się łzy.
-Wszystko będzie dobrze, ok? - dotknął mojego policzka, przez co zamknęłam oczy. -Nie martw się przyszłością, bo ważne jest to, co się dzieje teraz. W tym momencie. Nie możesz zadręczać się tym co będzie, bo wtedy wyobrażasz sobie najgorsze scenariusze, przez co tracisz nadzieję, a to dzięki niej jesteśmy tutaj. Mamy nadzieję na lepsze jutro i to dzięki nam może się tak stać. To dzięki nam i naszej wierze możemy wygrać - Pocałował mnie lekko w usta - Nie smuć się już bo smutek to najpowolniejsza forma umierania. - jeszcze raz pocałował mnie w usta i wstał podając mi rękę - Chodź, będą się niepokoić - uśmiechnął się lekko co odwzajemniłam i chwyciłam go za rękę o czym wstałam.
-Dziękuję.
-Nie masz za co dziękować. Zawsze będę przy tobie - uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
Po chwili usłyszeliśmy śmiechy i krzyki dzieci, które biegały sobie po schodach. Jeden z nich biegł na oślep i nie zauważył mnie przed sobą. Nie zdążyłam zareagować, przez co chłopczyk walnął we mnie i straciłam równowagę a po chwili spadałam w dół. Zamknęłam oczy czekając na ból. Życie przeskoczyło mi przed oczami. Moje urodziny z rodzicami. Dzień w którym dostałam list z Hogwartu. Gdy zaprzyjaźniłam się z Harrym i Ronem. Troll w łazience. Spercyfikowanie przez bazyliszka. Uwolnienie niewinnego człowieka z Azkabanu, który okazał się być chrzestnym Harrego. Turniej trójmagiczny. Śmierć Syriusza. Wojna i nowi przyjaciele, a w tym Legolas. Czekałam na ból, który nie nastąpił. Czułam, jak bym płynęła. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że znajduję się ze dwa metry nad ziemią. Spojrzałam w górę, gdzie zobaczyłam przerażonego elfa i dwójkę dzieci, patrzących na to wszystko. Próbowałam jakoś się ściągnąć z tego powietrza, ale to było zbyt trudne.
-Ej, pomocy!
Legolas szybko zbiegł po schodach i podbiegł do mnie, po czym postawił mnie na ziemi.
-Co? - Uniósł jedną brew nadal nie rozumiejąc co się właściwie stało.
-Nie mam pojęcia.. - Pokręciłam głową i usiadłam na schodach. Momentalnie przypomniał mi się jeden ze snów. Byłam w nim z Legolasem i pokazywałam mu, jak latam. Wtedy powiedział mi, że mogę być wróżką a ja zaprzeczyłam, bo wiedziałam, ze wróżki pomimo latania, potrafią czarować. Pokręciłam głową, żeby wybić sobie te myśli z głowy.
-Co?
-Nic, bo ja kiedyś miałam sny. Takie sny, jak by z mojego dzieciństwa, którego nie pamiętam. Byłeś w nich ty. Jako mały elf i.. - Zatrzymałam się na chwilę studiując minę Legolasa a po chwili kontynuowałam - i tam odkryłam że umiem latać. Wtedy ty powiedziałeś, że jestem wróżką, ale ja zaprzeczyłam bo wtedy nie wiedziałam, ze umiem czarować. Ale nie wiem co o tym teraz myśleć. - zmarszczyłam czoło - to jest po prostu nie możliwe, żebym była wróżką, prawda? - popatrzałam na elfa.
-Możliwe, jeżeli miałaś w rodzinie jakąś wróżkę. To może być każdy. Twoja matka, babka lub prababka. Ale zawsze kobiety. - uklęknął przede mną - Merlinie, nigdy więcej mnie tak nie strasz - złapał mój podbródek - Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak przerażony..
Uśmiechnęłam się lekko i pocałowałam krótko w usta. - Chodźmy już.
***
Na następny dzień siedzieliśmy w wielkiej sali, gdy z hukiem przez drzwi wpadł Aragorn.
-Sygnały z Minas Torith! Płonie ogień! Gondor wzywa pomocy. - Podbiegł do króla Theodena i przypatrywał się mu bacznie.
Wszyscy patrzyli w wyczekiwaniu na odpowiedź króla. Po chwili rzekł.
-Rohan odpowie. Zwołać Rohirrimów!
Uśmiechnęłam się lekko, chociaż w duchu znów zaczęłam się bać wojny. Usłyszeliśmy dzwony a po chwili stukot kopyt. Żołnierze zaczęli się szykować na wojnę, więc i my zaczęliśmy się szykować. Pobiegłam do swojej tymczasowej komnaty, aby ubrać swoje lekkie i wojenne ubrania. Wszystko przypięłam skórzanym pasem, do którego umocowałam dwa sztylety, miecz i różdżkę. Założyłam długie buty i mocno zawiązałam je sznurowadłami. Gotowa zbiegłam na dół po swojego konia Este i przyszykowałam go do jazdy i nakarmiłam. Po kilku minutach wyszłam ze stajni i wraz z ogierem poszłam do Legolasa stojącego z Arodem.
-Jestem już gotowa - Uśmiechnęłam się lekko i mocno wbiłam się w jego usta.
czwartek, 4 czerwca 2015
Rozdział 11.
Staliśmy przy grobie Theodreda już dobrą godzinę ciągle śpiewając smętne pieśni pożegnalne. W końcu większość się rozeszła i została tylko mała grupka, między innymi ja i Legolas.
-Simbelmynë - mruknął Theoden trzymając w ręku biały kwiatek - Porastały mogiły moich przodków. Teraz ukwiecą grób mego syna. Że też dożyłem tych złych dni, młodzi giną a starzy trzymają się życia. Sądzone mi przetrwać, by ujrzeć zagładę mego rodu.
-Nie ty zawiniłeś śmierci Theodreda - rzekłam cicho, wtulona w tors elfa.
-Rodzice nie powinni grzebać własnych dzieci - powiedział król i rozpłakał się.
W tym momencie zrobiło mi się go na prawdę szkoda. Zobaczyłam jak z ukrytą w dłoniach twarzą klęknął obok grobu i zalał się łzami. Podeszłam do niego i ukucnęłam.
-Był silny za życia, jego duch trafi do siedziby waszych przodków. - Powiedziałam cicho i pogłaskałam go po ramieniu po czym wstałam i wraz z Legolasem i Gandalfem oddaliliśmy się aby zostawiliśmy go samego. Odwróciłam się na chwilę, żeby ostatni raz zobaczyć co robi, gdy mój wzrok przykuł koń jadący z kimś. Po chwili jedna osoba upadła.
-Legolasie - szepnęłam i pokazałam na nieznanych jeźdźców.
***
-Bez ostrzeżenia, byli bezbronni. Najeźdźcy znaczą swą drogę ogniem. Domu, zagrody, drzewa. - Odezwała się Eowina pilnując dwójki "jeźdźców", którzy okazali się małymi dziećmi.
-To przedsmak grozy jaką rozpęta Saruman. Rośnie w siłę, napędzany lękiem Saurona - Powiedział Gandalf do Theodena - Jedź i staw mu czoło, odciągnij go od kobiet i dzieci. Walcz.
-Dwa tysiące zbrojnych wyruszyło na północ. Eomer jest ci wierny, jego ludzie wrócą by walczyć za króla - Rzekł nagle Aragorn paląc swoją długą fajkę.
-Są o trzysta stai stąd. Eomer nam nie pomoże. - Mruknął. - Wiem, czego ode mnie żądasz, ale nie dopuszczę do dalszej rzezi moich ludzi - Dodał gdy zobaczył jak czarodziej podchodzi do niego. - Nie zaryzykuje otwartej wojny.
-I tak cię czeka, czy pragniesz ryzyka czy nie - Rzekł Aragorn.
-Ostatnio to Theoden, nie Aragorn był królem Rohanu - Powiedział niezbyt miło Król.
-Co zatem postanawia król? - Spytałam.
Theoden odwrócił się i popatrzał na mnie smutno. - Musimy opuścić miasto. Pójdziemy do Helmowego Jaru.
***
-Helmowy Jar! - Krzyknął Gandalf gdy szliśmy do stajni. - Uciekać w góry zamiast walczyć?! Kto ich obroni jeśli nie król?
-Robi to dla ich dobra - Mruknął Aragorn, który szedł za czarodziejem. - Jar już raz ich ocalił.
-Stamtąd nie ma ucieczki. Theoden wiedzie ich w sidła, sądzi, że zapewni im azyl. Czeka ich rzeź. Theoden jest uparty, boję się o niego. Boję się, czy Rohan przetrwa. Będziesz mu potrzebny Aragornie, będziesz potrzebny Rohańczykom. Obrona musi wytrzymać.
-Wytrzyma - Mruknął mężczyzna a czarodziej wspiął się na białego konia.
-Wypatruj mnie piątego dnia o świcie. O wrzasku patrz na wschód - Rzekł Gandalf i wyjechał ze stajni.
***
Następnego dnia wyruszyliśmy wraz z Rohańczykami w stronę Helmowego Jaru. Jechałam na koniu, a obok mnie podążał Legolas. Przed nami jechał Gimli, obok którego szła Eowina i słuchała opowieści krasnoluda o krasnoludzicach. Po chwili koń Gimliego przyśpieszył, a że krasnolud nie potrafił jeździć, szybko z niego spadł.
-Dobra, dobra. Bez paniki, to było zamierzone - Mówił krasnolud gdy Eowina pomagała mu wstać.
Zaczęłam się śmiać. Spojrzałam na elfa, który także lekko się uśmiechał, widząc całe wydarzenie. Mówiłam już kiedyś, że ma piękny uśmiech? Ta.. chyba coś wspominałam.
Po kilku minutach usłyszeliśmy z przodu jakieś krzyki. Legolas wbiegł na skałę aby lepiej się temu przyjrzeć - Zwiadowca! - krzyknął do Aragorna, który podbiegł do niego. Elf zeskoczył ze skały i podbiegł do mnie - Prowadź ich do Jaru wraz z Eowiną.
-Nie! Będę walczyć! - Sprzeciwiłam się.
-Proszę. - Błagał elf - Zrób to dla mnie. - Patrzył na mnie wyczekująco. Chwilę patrzyłam w jego oczy, w których był widoczny smutek i strach a także troska. Po chwili kiwnęłam głową i podbiegłam do Eowiny, która próbowała uspokoić ludzi.
-Wszyscy za mną! - Krzyknęłam, gdy dobiegłam do kobiet. - Musimy ich zaprowadzić do Jaru. - Powiedziałam Eowinie, a ona kiwnęła głową i odeszła trochę dalej, aby pogonić ludzi.
-Na niziny! Wszyscy razem! - krzyczałam i prowadziłam ich w dół pagórka. Ostatni raz spojrzałam w tył, i zobaczyłam Legolasa, który stoi samotnie na zboczu góry i strzela z łuku. Po chwili dojechali do niego rycerze Rohanu, w tym Gimli na Arodzie. Legolas, widząc go, zwinnie wskoczył na niego, jak by dla niego grawitacja nie istniała i zaczął strzelać jadąc na swoim wierzchowcu.
-Szybko - Poganiałam ich.
***
-Wreszcie, Helmowy Jar. - Mówiły kobiety, widząc dużą twierdzę u zboczu góry. Mimowolnie uśmiechnęłam się i wraz z Eowiną ruszyłam w stronę grodu. Chwilę rozejrzałam się po Jarze, gdy usłyszałam głosy kopyt i krzyk jednego ze strażników - Przejście dla króla Theodena!
Szybko pobiegłam w stronę głównej bramy i zobaczyłam rycerzy Rohanu z Legolasem i Theodenem na czele. Podbiegłam do Legolasa, który właśnie zeskakiwał ze swojego wierzchowca i wtuliłam się w niego. Elf szybko objął mnie i długo nie wypuszczał ze swoich ramion.
- Tak nieliczni z was wrócili. - Powiedziałam po chwili.
-Wielu zapłaciło za to życiem. - Powiedział smutno elf.
-A gdzie Aragorn? - spytałam.
-Poległ - Rzek.
Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież to był jedne z najlepszych rycerzy. To było po prostu niemożliwe.
***
Następnego dnia siedziałam wraz z Gimlim w centrum Jaru i rozmawialiśmy. Nagle wszyscy zaczęli głośno gadać i zbierać się w kupę przy bramie. Podeszłam do zbiorowiska i zobaczyłam Aragorna na koniu. Lekko się uśmiechnęłam. Zobaczyłam jak Gimli pcha się do przodu mrucząc :
-Z drogi! Zabiję go! Jesteś największym szczęściarzem i zuchwalcem wśród znanych mi ludzi - Powiedział i przytulił się do niego.
-Jak? - Spytałam, nadal nie wiedząc jakim cudem przeżył.
Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo i spytał:
-Gdzie jest król?
-W sali - pokazałam palcem na wielką salę, a Aragorn szybko tam pobiegł. Nie czekając pobiegłam za nim, a za mną krasnolud.
Aragorn zatrzymał się przed wejściem, gdyż napotkał tam Legolasa.
-Spóźniłeś się - Powiedział elf z uśmiechem ale po chwili zmarszczył brwi. - Wyglądasz okropnie.- Zaśmiałam się a zaraz po mnie Aragorn.
-Ciebie też dobrze widzieć - Mruknął mężczyzna.
-Chyba coś zgubiłeś - Rzekł blondyn i wyciągnął w jego kierunku rękę z wisiorkiem takim samym jak mój.
-Dziękuję. -Powiedziawszy to, podszedł do wielkich drzwi i otworzył je. Weszliśmy za nim do sali, w której na środku siedział król.
***
-Wielkie zastępy żołnierzy? - Spytał król.
-Isengard opustoszał - rzekł Aragorn.
-Ilu?
-Co najmniej dziesięć tysięcy zbrojnych.
Theoden odwrócił się do Aragorna przestraszony - dziesięć tysięcy?
-Wyhodowanych do jednego zadania, zniszczenia świata ludzi. Zjawią się o zmroku.
Król podszedł do jednego ze strażników i rzekł - Każdy zdolny do noszenia zbroi ma być gotowy przed zmrokiem do boju.
Strażnik kiwnął głową i wyszedł przez wielkie drzwi.
-Osłonimy groble i bramę z góry. Żaden oddział nie sforsował zewnętrznego muru i nie wszedł do rogatego grodu. - Powiedział Król Theoden.
-To nie bez rozumni orkowie - Rzekł Gimli - To Uruk-Hai, o grubych zbrojach i szerokich tarczach.
-Stoczyłem nie jedna wojnę, krasnoludzie. Potrafię bronić własnej fortecy
***
-Rozbiją się o warownię jak fala o skały. Hordy Sarumana sczezną i spłoną, jak dawniej. Zasiewy można odnowić, domy odbudować. Te mury pozwolą nam przetrzymać szturm. - Mówił Theoden, idąc po murze.
-Nie przychodzą by niszczyć zasiewy i domy lecz ludność! - Powiedział Aragorn.
-To jak mam postępować?! - Spytał król patrząc Aragornowi prosto w oczy. - Spójrz na nich, ich odwaga wisi na włosku. Skoro czeka nas koniec, chcę go uczynić pamiętnym dla wszystkich.
-Wyślij jeźdźców! Musisz wezwać posiłki.- Powiedziałam a Theoden spojrzał na mnie.
-I kto się stawi? - Powiedział sucho. - Elfowie? Krasnoludy? Nie mamy tylu przyjaciół co wy. Dawne sojusze wygasły.
-Gondor odpowie - Powiedział Aragorn.
-A gdzie był Gondor gdy padła zachodnia bruzda?! Gdzie był Gondor gdy wróg nas osaczał?! Gdzie był Gon.. - Przerwał na chwile i przeleciał wzrokiem po wszystkich i znów zatrzymał się na Aragornie. - Nie. Jesteśmy sami. - Powiedział i odszedł.
***
-Chłopi, kowale, chłopcy stajenni.. - wyliczał Aragorn - To nie żołnierze.
-Oglądali zbyt wiele wiosen - Mruknął Gimli
-Lub zbyt mało. - Powiedziałam widząc młodego chłopca w za dużej zbroi.
-Spójrz, ich oczy są pełne przerażenia - Powiedział Legolas a wszystkie twarze zwróciły się w jego kierunku - Oni nie mają żadnych szans na przeżycie! Zginą!
-Więc zginę razem z nimi! - Krzyknął Aragorn i spojrzał prosto w oczy Legolasa, a po chwili wycofał się i odszedł. Legolas chciał pójść za nim, lecz zatrzymałam go. - Zostaw go. Daj spokój. -Mruknęłam i uśmiechnęłam się lekko.
***
Szykowaliśmy się do bitwy. Założyłam kolczugę, a na nią płaszcz i przypięłam to wszystko pasem, w którym miałam dwa sztylety, różdżkę oraz miecz. Na nogi i ręce założyłam ochraniacze. Byłam w pełni gotowa. Do małej kieszonki włożyłam jeszcze mały flakonik ze złocistym płynem, który podarowała mi Galadriela. Zawsze może się przydać. Wyszłam z małego pokoiku i zobaczyłam na murze Aragorna, Legolasa i Gimliego. Wbiegłam po schodach do nich i uśmiechnęłam się.
-Gotowi?
Wszyscy posłali mi tylko uśmiechy a po chwili usłyszeliśmy dźwięk rogu.
-To nie jest róg orków - Mruknął elf i spojrzał na horyzont.
-Otwórzcie bramy! - Krzyknął a żołnierze patrzyli się na niego dziwnie.
-Robić co mówi! - Krzyknął Aragorn, a żołnierze zaczęli otwierać ogromną bramę. Legolas zbiegł ze schodów a my pobiegliśmy za nim.
-Co ty robisz? - Spytał Aragorn, nadal nie rozumiejąc postępowania Legolasa.
Elf, zamiast odpowiedzieć, wpatrywał się w przejście, przez które przechodziło grono elfów. Theoden zszedł ze schodów i stanął obok nas.
-Co..? - Nie mógł się wysłowić.- Jak to możliwe? - Spytał Haldira, stojącego na początku.
-Przynoszę posłanie od Elronda z Rivendel. Kiedyś istniał sojusz elfów i ludzi, kiedyś wspólnie walczyliśmy i ginęliśmy. I dalej uznajemy warunki sojuszu - Spojrzał na Aragorna. Mężczyzna przytulił elfa - Witamy z całego serca. Haldir lekko się ukłonił i spojrzał na mnie.
-Witaj Hermiono - uśmiechnął się.
-Hej - Powiedziałam z uśmiechem.
-Mam dla ciebie małą niespodziankę. - mruknął, a z szeregu wyszło dwóch elfów. Ściągnęli kaptury, a moim oczom ukazali się Elladan i Elrohir.
-O mój Boże - Rzuciłam się im na szyje i długo nie puszczałam.
-Nie sądziliśmy, że jeszcze kiedyś cię spotkamy. - Powiedział Elladan, za co dostał kuksańca w bok od Elrohira.
-Nigdy w ciebie nie zwątpiliśmy - Powiedział i poczochrał mi włosy.
-Głupki - uśmiechnęłam się.
-Z dumą stajemy u walki u boku ludzi - Powiedział Haldir a elfowie weszli po schodach na mur.
Stałam na murze u boku Legolasa i Gimliego. Wszędzie panowała grobowa cisza. Nikt nie odważył się odezwać, czekając na nadchodzące niebezpieczeństwo. Wkrótce zobaczyliśmy na horyzoncie palące się pochodnie i armie orków.
-Mogłeś wybrać lepsze miejsce - Powiedział Gimli, który nic nie widział, ponieważ mur był za wysoki.
Po chwili podszedł do nas Aragorn.
-Szczęściarzu, obyś przetrwał również tę noc - Powiedział znowu Gimli a Aragorn uśmiechnął się lekko w jego kierunku. Nagle zaczęło padać i grzmieć.
-Przyjaciele są przy tobie - Powiedział Legolas do Gimliego.
-Oby przetrwali tę noc.
Armia Uruk-Hai była coraz bliżej. Zatrzymali się z dwadzieścia metrów przed murami i zaczęli tupać nogami, aby nas przestraszyć. I muszę przyznać, że udało im się to.
-Co się tam dzieje? - Spytał krasnolud, podskakując przed murem.
-Opisać czy podstawić ci skrzynkę? - Spytał Legolas z uśmiechem?
Gimli patrzył na niego urażony a po chwili zaśmiał się ironicznie.
-Przygotować się! - Krzyknął Aragorn, a wszyscy łucznicy naciągnęli cięciwy swoich łuków celując w orki.
Ktoś za szybko wystrzelił strzałę i trafił prosto w czoło jednego z wrogów. Na chwilę zapanowała cisza. Powietrze zgęstniało i zapanowała napięta atmosfera. Po chwili jeden z orków ryknął i wszyscy ruszyli do boju.
-Zaczęło się - Mruknęłam i wyjęłam swoją różdżkę.
-Łucznicy przygotować się! - Ryknął Aragorn, a wszystkie elfy i ludzie ponownie naprężyli cięciwy.
-Strzelać bez rozkazu! - Krzyknął, a strzały wyleciały w powietrze trafiając Uruk-Hai.
Orkowie kolejno padali martwi ale na ich miejsce pojawiali się nowi.
-Dajcie mi ich tu! - Krzyczał Gimli z toporem w ręku.
Orkowie podbiegli do muru i ustawili przy nim drabiny. Zaczęli się kolejno wspinać, choć niektórzy spadali trafieni strzałą.
-Wyjąć miecze! - Wrzasnął Aragorn, a wszyscy poszli za jego rozkazem.
-Drabiny, to mi się podoba! - Powiedział krasnolud i zabił pierwszego orka, który wspiął się na mur.
Zaczęła się poważna bitwa. Wyjęłam swoją różdżkę i zaczęłam rzucać śmiertelne zaklęcia na Uruk-Hai.
-Legolasie! Zabiłem dwóch! - Krzyknął Gimli.
-A ja siedemnastu! - Odkrzyknął mu.
Schowałam różdżkę widząc, że śmiertelne zaklęcia mało dają. Szybko wyjęłam swój miecz i ponownie włączyłam się w wir walki.
-Nie dam się pokonać elfowi! - Znów krzyknął krasnolud a ja przewróciłam oczami.
-Jak dzieci.. - Mruknęłam i przebiłam ostrzem kolejnego orka.
-Dziewiętnastu! - Krzyknął skądś Legolas
-Siedemnastu, osiemnastu.. - Wyliczał Gimli.
-Wrota! - Krzyknął Aragorn, widząc formację "żółwia" zmierzającego przez most.
Większość elfów wycelowało w tą formację, próbując osłabić pozycję wroga. Nagle pojawiły się tam ogromne kule. Bomby. Orkowie odsunęli się, robiąc miejsce jednemu Uruk-Hai, który biegł z zapaloną pochodnią w stronę tych bomb.
-Celować w orka z pochodnią! - Zawołał Aragorn, a Legolas strzelił w niego, lecz to nie powstrzymało orka przed dalszym biegiem.
-Szybko! Zabić go!
Legolas ponownie w niego wycelował i trafił w nogę. To osłabiło orka, więc mocno wybił się od ziemi i skoczył na bomby. Połowa muru została zniszczona ułatwiając przejście Uruk-Hai do środka.
-Bronić bramy! Powstrzymać ich! - Krzyczał Theoden.
-Aragorn! - Krzyknęłam widząc leżącego go na ziemi i zmierzającego w jego kierunku stadzie orków. Zeskoczyłam z muru i wskoczyłam prosto na tarcze jednego z nich. Zaraz za mną skoczył Gimli, waląc ich w głowy toporem. Nie pozostawało mi nic innego jak zeskoczyć z tarczy i stawić im czoła.
-Łucznicy! Strzelać! - Krzyknął Aragorn do elfów za nim. Szybko zeskoczyłam z tarczy i podbiegłam do Aragorna - Nie damy im rady. Ich jest za dużo.
-Musimy mieć nadzieję. - Powiedział mężczyzna i lekko mnie przytulił, po czym wyjął miecz i stanął w pozycji wyjściowej. - Miecze w dłoń! Do boju! - Krzyknął i pobiegł w kierunku orków wlewających się do twierdzy. Westchnęłam i trzymając mocno miecz w swoich dłoniach pobiegłam za Aragornem a za nami reszta elfów. W między czasie zobaczyłam Legolasa zjeżdżającego ze schodów po tarczy i strzelającego w Uruk-Hai.
-Już się tak nie popisuj! - Krzyknęłam ze śmiechem.
Elf wypatrzył mnie wśród tłumu i mrugnął do mnie z uśmiechem po czym wrócił do walki.
Gdzieś w oddali usłyszałam głos Theodena - Aragornie, wracaj do stołku! Zwołaj swoich ludzi!
-Odwrót! Do bramy! - Ryknął Aragorn i nadal walcząc biegł w stronę wejścia. Szybko pobiegłam za nim wyjmując różdżką i taranując przejście wyciągnęłam Gimliego w błota.
-Haldir! Odwrót! - Krzyknął do elfa stojącego na murze. Zauważyłam że Haldir nie daje sobie rady sam na przeciwko grupie orków. Wbiegłam po zniszczonych schodach a gdy byłam na górze, zauważyłam, jak jeden z Uruk-Hai przebija tors Haldira.
-Nie! - Krzyknęłam i strzeliłam w orka morderczym zaklęciem. Podbiegłam do leżącego elfa i szybko wyjęłam flakonik ze złocistą miksturą.
-Wszystko będzie dobrze - Wyszeptałam i odkręciłam buteleczkę po czym wlałam krople napoju do ust martwego elfa.
-No dalej. Galadriela mówiła, że jedna kropla wystarczy - Mówiłam, gdy Haldir nadal się nie ruszał. - No dalej, Haldir, proszę cię. - Zaczęłam płakać. Z dala zobaczyłam orków zmierzających w moim kierunku. Otrząsnęłam się i chwyciwszy różdżkę, zaczęłam posyłać w ich kierunku różne zaklęcia. Gdy zobaczyłam, że na razie jestem bezpieczna, ponownie uklękłam przy Haldirze i złapałam go za dłoń. Po chwili wyczułam lekki ucisk na niej. Spojrzałam najpierw na zaciśniętą dłoń, a następnie wzrok przerzuciłam na twarz elfa. Miał otwarte oczy, ale nie obecny wyraz twarzy.
-Boże, Haldir. - Przytuliłam się do niego a on odwzajemnił lekko swój uścisk. -Nigdy więcej mi tego nie rób. - Powiedziałam i pomogłam mu wstać.
-Postaram się - Uśmiechnął się.
-Chodźmy, musimy znaleźć resztę. - Pociągnęłam go za sobą omijając lecące strzały. Zbiegłam schodami w dół rzucając śmiertelne zaklęcia i zabijając po kolei orków. Zobaczyłam, że przy bramie potrzebują pomocy, więc tam się udaliśmy. Ponownie wyciągnęłam swój miecz i wdałam się w walkę z jednym z Uruk-Hai, który był chyba za silny bo po chwili miecz wyleciał mi z rąk.
-O nie, tak się nie będziemy bawić. - Powiedziałam po czym wyjęłam swoje dwa sztylety i rzuciłam się na niego. Po chwili jego głowa leciała gdzieś w powietrzu a ja zajęłam się innym orkiem. Po kilku minutach zauważyłam, że opór słabnie. Spojrzałam w stronę bramy i rzeczywiście, coraz mniej orków wchodziło do środka. Podbiegłam tam i ujrzałam Aragorna i Gimliego samych, walczących na moście przeciwko stadzie orków. Pobiegłam do nich, i zaczęłam wspólnie z nimi walczy.
-Aragornie! Uciekajcie! - Ryknął zza bramy Theoden i zabarykadował drzwi.
-Aragorn! - Krzyknął z góry Legolas i rzucił nam linę po której szybko się wspięliśmy.
-Sforsowali mur! Weszli na zamek! Odwrót! - Krzyczał król Theoden. - Wszyscy do środka, do stołku!
Wbiegliśmy do wielkiej sali i zabarykadowaliśmy drzwi. Stanęłam obok Legolasa, który szybko wziął mnie w ramiona. - Nic ci się nie stało? - zaczął uważnie mnie oglądać.
-Nie, nic mi nie jest - Wysiliłam się na lekki uśmiech.
Słyszeliśmy odgłosy dobijania się w drzwi. Wszyscy byli cicho. Wszyscy czekaliśmy na dalszy ciąg wydarzeń.
-Baszta zdobyta. To koniec. - Powiedział Theoden.
-Mówiłeś że nie upadnie puki ma obrońców! - Krzyknął do niego Aragorn stojąc przy drzwiach. - Wciąż giną w jej obronie!
-Jest inne wyjście z jaskiń? - spytałam, ale wszyscy milczeli.
-Nie ma?! - Krzyknęłam bo już traciłam cierpliwość. Spojrzałam na jednego ze strażników.
-Jest przejście - Mruknął. - Prowadzi w góry, ale Uruk-Hai są wszędzie.
-Niech idą w góry, zabarykaduj wejście. - Powiedział Aragorn.
-Tyle śmierci. - Szepnął Theoden. - Co zdziała człowiek przeciw takiej nienawiści?
-Jedź ze mną - Powiedział Aragorn do Theodena - Jedźmy im na przeciw.
-Po śmierć i chwalę - mruknął
-Dla Rohanu. Dla twoich poddanych.
-Wschodzi słońce - Powiedział Gimli patrząc na małe okienko, przez które wlewały się promyczki światła.
-Wypatrujcie mnie piątego dnia o świcie. O brzasku patrzcie na wschód. - Zacytowałam słowa Gandalfa i nagle odżyła we mnie nadzieja.
-Hermiono - Powiedział Legolas.
Odwróciłam się w jego kierunku, a ten przyciągnął mnie do siebie i lekko pocałował. Poczułam jak na moje policzki wkrada się lekki rumieniec. Ręce zarzuciłam na jego szyję i przyciągnęłam bliżej.
-Ej, gołąbki - Przerwał nam Aragorn. - Mamy bitwę.
Oderwałam się od elfa i lekko uśmiechnęłam. Legolas jeszcze raz krótko mnie pocałował i wyciągnął swój miecz nadal się uśmiechając.
Wszyscy chwycili za swoją broń i przyszykowaliśmy się do biegu.
Drzwi zostały wyważone, a do sali wbiegła cała horda orków.
-Za Rohan! - Krzyknął Theoden i pobiegł na orków a my za nim.
Wydostaliśmy się i nadal walcząc wybiegliśmy w stronę wyjścia z fortecy. Najważniejsze teraz było to, aby wyjść na wschód i z nadzieją wypatrywać, czy Gandalf powrócił. Będąc już na moście, zobaczyłam białą postać, na białym koniu, stojącą w blasku wschodzącego słońca.
-Gandalf - Mruknęłam i uśmiechnęłam się na jego widok. Nagle z zza niego wyszła chmara jeźdźców.
-Za króla! - Krzyknęli ruszyli w naszą stronę. Orkowie gdy ujrzeli ich, zostawili nas w spokoju i ruszyli na naszych sprzymierzeńców.
Wschodzące słońce oślepiło Uruk-Hai, więc Gandalf oraz reszta jeźdźców mogła bez problemu ich zaatakować.
***
-Straszny będzie gniew Saurona, a jego zemsta nie będzie czekać. Skończyła się bitwa o Helmowy Jar. Przed nami bitwa o Śródziemie. Cała nasza nadzieja w dwóch małych Hobbitach. - Powiedział Gandalf, gdy bitwa skończyła się dla nas wygraną.
-Simbelmynë - mruknął Theoden trzymając w ręku biały kwiatek - Porastały mogiły moich przodków. Teraz ukwiecą grób mego syna. Że też dożyłem tych złych dni, młodzi giną a starzy trzymają się życia. Sądzone mi przetrwać, by ujrzeć zagładę mego rodu.
-Nie ty zawiniłeś śmierci Theodreda - rzekłam cicho, wtulona w tors elfa.
-Rodzice nie powinni grzebać własnych dzieci - powiedział król i rozpłakał się.
W tym momencie zrobiło mi się go na prawdę szkoda. Zobaczyłam jak z ukrytą w dłoniach twarzą klęknął obok grobu i zalał się łzami. Podeszłam do niego i ukucnęłam.
-Był silny za życia, jego duch trafi do siedziby waszych przodków. - Powiedziałam cicho i pogłaskałam go po ramieniu po czym wstałam i wraz z Legolasem i Gandalfem oddaliliśmy się aby zostawiliśmy go samego. Odwróciłam się na chwilę, żeby ostatni raz zobaczyć co robi, gdy mój wzrok przykuł koń jadący z kimś. Po chwili jedna osoba upadła.
-Legolasie - szepnęłam i pokazałam na nieznanych jeźdźców.
***
-Bez ostrzeżenia, byli bezbronni. Najeźdźcy znaczą swą drogę ogniem. Domu, zagrody, drzewa. - Odezwała się Eowina pilnując dwójki "jeźdźców", którzy okazali się małymi dziećmi.
-To przedsmak grozy jaką rozpęta Saruman. Rośnie w siłę, napędzany lękiem Saurona - Powiedział Gandalf do Theodena - Jedź i staw mu czoło, odciągnij go od kobiet i dzieci. Walcz.
-Dwa tysiące zbrojnych wyruszyło na północ. Eomer jest ci wierny, jego ludzie wrócą by walczyć za króla - Rzekł nagle Aragorn paląc swoją długą fajkę.
-Są o trzysta stai stąd. Eomer nam nie pomoże. - Mruknął. - Wiem, czego ode mnie żądasz, ale nie dopuszczę do dalszej rzezi moich ludzi - Dodał gdy zobaczył jak czarodziej podchodzi do niego. - Nie zaryzykuje otwartej wojny.
-I tak cię czeka, czy pragniesz ryzyka czy nie - Rzekł Aragorn.
-Ostatnio to Theoden, nie Aragorn był królem Rohanu - Powiedział niezbyt miło Król.
-Co zatem postanawia król? - Spytałam.
Theoden odwrócił się i popatrzał na mnie smutno. - Musimy opuścić miasto. Pójdziemy do Helmowego Jaru.
***
-Helmowy Jar! - Krzyknął Gandalf gdy szliśmy do stajni. - Uciekać w góry zamiast walczyć?! Kto ich obroni jeśli nie król?
-Robi to dla ich dobra - Mruknął Aragorn, który szedł za czarodziejem. - Jar już raz ich ocalił.
-Stamtąd nie ma ucieczki. Theoden wiedzie ich w sidła, sądzi, że zapewni im azyl. Czeka ich rzeź. Theoden jest uparty, boję się o niego. Boję się, czy Rohan przetrwa. Będziesz mu potrzebny Aragornie, będziesz potrzebny Rohańczykom. Obrona musi wytrzymać.
-Wytrzyma - Mruknął mężczyzna a czarodziej wspiął się na białego konia.
-Wypatruj mnie piątego dnia o świcie. O wrzasku patrz na wschód - Rzekł Gandalf i wyjechał ze stajni.
***
Następnego dnia wyruszyliśmy wraz z Rohańczykami w stronę Helmowego Jaru. Jechałam na koniu, a obok mnie podążał Legolas. Przed nami jechał Gimli, obok którego szła Eowina i słuchała opowieści krasnoluda o krasnoludzicach. Po chwili koń Gimliego przyśpieszył, a że krasnolud nie potrafił jeździć, szybko z niego spadł.
-Dobra, dobra. Bez paniki, to było zamierzone - Mówił krasnolud gdy Eowina pomagała mu wstać.
Zaczęłam się śmiać. Spojrzałam na elfa, który także lekko się uśmiechał, widząc całe wydarzenie. Mówiłam już kiedyś, że ma piękny uśmiech? Ta.. chyba coś wspominałam.
Po kilku minutach usłyszeliśmy z przodu jakieś krzyki. Legolas wbiegł na skałę aby lepiej się temu przyjrzeć - Zwiadowca! - krzyknął do Aragorna, który podbiegł do niego. Elf zeskoczył ze skały i podbiegł do mnie - Prowadź ich do Jaru wraz z Eowiną.
-Nie! Będę walczyć! - Sprzeciwiłam się.
-Proszę. - Błagał elf - Zrób to dla mnie. - Patrzył na mnie wyczekująco. Chwilę patrzyłam w jego oczy, w których był widoczny smutek i strach a także troska. Po chwili kiwnęłam głową i podbiegłam do Eowiny, która próbowała uspokoić ludzi.
-Wszyscy za mną! - Krzyknęłam, gdy dobiegłam do kobiet. - Musimy ich zaprowadzić do Jaru. - Powiedziałam Eowinie, a ona kiwnęła głową i odeszła trochę dalej, aby pogonić ludzi.
-Na niziny! Wszyscy razem! - krzyczałam i prowadziłam ich w dół pagórka. Ostatni raz spojrzałam w tył, i zobaczyłam Legolasa, który stoi samotnie na zboczu góry i strzela z łuku. Po chwili dojechali do niego rycerze Rohanu, w tym Gimli na Arodzie. Legolas, widząc go, zwinnie wskoczył na niego, jak by dla niego grawitacja nie istniała i zaczął strzelać jadąc na swoim wierzchowcu.
-Szybko - Poganiałam ich.
***
-Wreszcie, Helmowy Jar. - Mówiły kobiety, widząc dużą twierdzę u zboczu góry. Mimowolnie uśmiechnęłam się i wraz z Eowiną ruszyłam w stronę grodu. Chwilę rozejrzałam się po Jarze, gdy usłyszałam głosy kopyt i krzyk jednego ze strażników - Przejście dla króla Theodena!
Szybko pobiegłam w stronę głównej bramy i zobaczyłam rycerzy Rohanu z Legolasem i Theodenem na czele. Podbiegłam do Legolasa, który właśnie zeskakiwał ze swojego wierzchowca i wtuliłam się w niego. Elf szybko objął mnie i długo nie wypuszczał ze swoich ramion.
- Tak nieliczni z was wrócili. - Powiedziałam po chwili.
-Wielu zapłaciło za to życiem. - Powiedział smutno elf.
-A gdzie Aragorn? - spytałam.
-Poległ - Rzek.
Nie mogłam w to uwierzyć. Przecież to był jedne z najlepszych rycerzy. To było po prostu niemożliwe.
***
Następnego dnia siedziałam wraz z Gimlim w centrum Jaru i rozmawialiśmy. Nagle wszyscy zaczęli głośno gadać i zbierać się w kupę przy bramie. Podeszłam do zbiorowiska i zobaczyłam Aragorna na koniu. Lekko się uśmiechnęłam. Zobaczyłam jak Gimli pcha się do przodu mrucząc :
-Z drogi! Zabiję go! Jesteś największym szczęściarzem i zuchwalcem wśród znanych mi ludzi - Powiedział i przytulił się do niego.
-Jak? - Spytałam, nadal nie wiedząc jakim cudem przeżył.
Mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo i spytał:
-Gdzie jest król?
-W sali - pokazałam palcem na wielką salę, a Aragorn szybko tam pobiegł. Nie czekając pobiegłam za nim, a za mną krasnolud.
Aragorn zatrzymał się przed wejściem, gdyż napotkał tam Legolasa.
-Spóźniłeś się - Powiedział elf z uśmiechem ale po chwili zmarszczył brwi. - Wyglądasz okropnie.- Zaśmiałam się a zaraz po mnie Aragorn.
-Ciebie też dobrze widzieć - Mruknął mężczyzna.
-Chyba coś zgubiłeś - Rzekł blondyn i wyciągnął w jego kierunku rękę z wisiorkiem takim samym jak mój.
-Dziękuję. -Powiedziawszy to, podszedł do wielkich drzwi i otworzył je. Weszliśmy za nim do sali, w której na środku siedział król.
***
-Wielkie zastępy żołnierzy? - Spytał król.
-Isengard opustoszał - rzekł Aragorn.
-Ilu?
-Co najmniej dziesięć tysięcy zbrojnych.
Theoden odwrócił się do Aragorna przestraszony - dziesięć tysięcy?
-Wyhodowanych do jednego zadania, zniszczenia świata ludzi. Zjawią się o zmroku.
Król podszedł do jednego ze strażników i rzekł - Każdy zdolny do noszenia zbroi ma być gotowy przed zmrokiem do boju.
Strażnik kiwnął głową i wyszedł przez wielkie drzwi.
-Osłonimy groble i bramę z góry. Żaden oddział nie sforsował zewnętrznego muru i nie wszedł do rogatego grodu. - Powiedział Król Theoden.
-To nie bez rozumni orkowie - Rzekł Gimli - To Uruk-Hai, o grubych zbrojach i szerokich tarczach.
-Stoczyłem nie jedna wojnę, krasnoludzie. Potrafię bronić własnej fortecy
***
-Rozbiją się o warownię jak fala o skały. Hordy Sarumana sczezną i spłoną, jak dawniej. Zasiewy można odnowić, domy odbudować. Te mury pozwolą nam przetrzymać szturm. - Mówił Theoden, idąc po murze.
-Nie przychodzą by niszczyć zasiewy i domy lecz ludność! - Powiedział Aragorn.
-To jak mam postępować?! - Spytał król patrząc Aragornowi prosto w oczy. - Spójrz na nich, ich odwaga wisi na włosku. Skoro czeka nas koniec, chcę go uczynić pamiętnym dla wszystkich.
-Wyślij jeźdźców! Musisz wezwać posiłki.- Powiedziałam a Theoden spojrzał na mnie.
-I kto się stawi? - Powiedział sucho. - Elfowie? Krasnoludy? Nie mamy tylu przyjaciół co wy. Dawne sojusze wygasły.
-Gondor odpowie - Powiedział Aragorn.
-A gdzie był Gondor gdy padła zachodnia bruzda?! Gdzie był Gondor gdy wróg nas osaczał?! Gdzie był Gon.. - Przerwał na chwile i przeleciał wzrokiem po wszystkich i znów zatrzymał się na Aragornie. - Nie. Jesteśmy sami. - Powiedział i odszedł.
***
-Chłopi, kowale, chłopcy stajenni.. - wyliczał Aragorn - To nie żołnierze.
-Oglądali zbyt wiele wiosen - Mruknął Gimli
-Lub zbyt mało. - Powiedziałam widząc młodego chłopca w za dużej zbroi.
-Spójrz, ich oczy są pełne przerażenia - Powiedział Legolas a wszystkie twarze zwróciły się w jego kierunku - Oni nie mają żadnych szans na przeżycie! Zginą!
-Więc zginę razem z nimi! - Krzyknął Aragorn i spojrzał prosto w oczy Legolasa, a po chwili wycofał się i odszedł. Legolas chciał pójść za nim, lecz zatrzymałam go. - Zostaw go. Daj spokój. -Mruknęłam i uśmiechnęłam się lekko.
***
Szykowaliśmy się do bitwy. Założyłam kolczugę, a na nią płaszcz i przypięłam to wszystko pasem, w którym miałam dwa sztylety, różdżkę oraz miecz. Na nogi i ręce założyłam ochraniacze. Byłam w pełni gotowa. Do małej kieszonki włożyłam jeszcze mały flakonik ze złocistym płynem, który podarowała mi Galadriela. Zawsze może się przydać. Wyszłam z małego pokoiku i zobaczyłam na murze Aragorna, Legolasa i Gimliego. Wbiegłam po schodach do nich i uśmiechnęłam się.
-Gotowi?
Wszyscy posłali mi tylko uśmiechy a po chwili usłyszeliśmy dźwięk rogu.
-To nie jest róg orków - Mruknął elf i spojrzał na horyzont.
-Otwórzcie bramy! - Krzyknął a żołnierze patrzyli się na niego dziwnie.
-Robić co mówi! - Krzyknął Aragorn, a żołnierze zaczęli otwierać ogromną bramę. Legolas zbiegł ze schodów a my pobiegliśmy za nim.
-Co ty robisz? - Spytał Aragorn, nadal nie rozumiejąc postępowania Legolasa.
Elf, zamiast odpowiedzieć, wpatrywał się w przejście, przez które przechodziło grono elfów. Theoden zszedł ze schodów i stanął obok nas.
-Co..? - Nie mógł się wysłowić.- Jak to możliwe? - Spytał Haldira, stojącego na początku.
-Przynoszę posłanie od Elronda z Rivendel. Kiedyś istniał sojusz elfów i ludzi, kiedyś wspólnie walczyliśmy i ginęliśmy. I dalej uznajemy warunki sojuszu - Spojrzał na Aragorna. Mężczyzna przytulił elfa - Witamy z całego serca. Haldir lekko się ukłonił i spojrzał na mnie.
-Witaj Hermiono - uśmiechnął się.
-Hej - Powiedziałam z uśmiechem.
-Mam dla ciebie małą niespodziankę. - mruknął, a z szeregu wyszło dwóch elfów. Ściągnęli kaptury, a moim oczom ukazali się Elladan i Elrohir.
-O mój Boże - Rzuciłam się im na szyje i długo nie puszczałam.
-Nie sądziliśmy, że jeszcze kiedyś cię spotkamy. - Powiedział Elladan, za co dostał kuksańca w bok od Elrohira.
-Nigdy w ciebie nie zwątpiliśmy - Powiedział i poczochrał mi włosy.
-Głupki - uśmiechnęłam się.
-Z dumą stajemy u walki u boku ludzi - Powiedział Haldir a elfowie weszli po schodach na mur.
Stałam na murze u boku Legolasa i Gimliego. Wszędzie panowała grobowa cisza. Nikt nie odważył się odezwać, czekając na nadchodzące niebezpieczeństwo. Wkrótce zobaczyliśmy na horyzoncie palące się pochodnie i armie orków.
-Mogłeś wybrać lepsze miejsce - Powiedział Gimli, który nic nie widział, ponieważ mur był za wysoki.
Po chwili podszedł do nas Aragorn.
-Szczęściarzu, obyś przetrwał również tę noc - Powiedział znowu Gimli a Aragorn uśmiechnął się lekko w jego kierunku. Nagle zaczęło padać i grzmieć.
-Przyjaciele są przy tobie - Powiedział Legolas do Gimliego.
-Oby przetrwali tę noc.
Armia Uruk-Hai była coraz bliżej. Zatrzymali się z dwadzieścia metrów przed murami i zaczęli tupać nogami, aby nas przestraszyć. I muszę przyznać, że udało im się to.
-Co się tam dzieje? - Spytał krasnolud, podskakując przed murem.
-Opisać czy podstawić ci skrzynkę? - Spytał Legolas z uśmiechem?
Gimli patrzył na niego urażony a po chwili zaśmiał się ironicznie.
-Przygotować się! - Krzyknął Aragorn, a wszyscy łucznicy naciągnęli cięciwy swoich łuków celując w orki.
Ktoś za szybko wystrzelił strzałę i trafił prosto w czoło jednego z wrogów. Na chwilę zapanowała cisza. Powietrze zgęstniało i zapanowała napięta atmosfera. Po chwili jeden z orków ryknął i wszyscy ruszyli do boju.
-Zaczęło się - Mruknęłam i wyjęłam swoją różdżkę.
-Łucznicy przygotować się! - Ryknął Aragorn, a wszystkie elfy i ludzie ponownie naprężyli cięciwy.
-Strzelać bez rozkazu! - Krzyknął, a strzały wyleciały w powietrze trafiając Uruk-Hai.
Orkowie kolejno padali martwi ale na ich miejsce pojawiali się nowi.
-Dajcie mi ich tu! - Krzyczał Gimli z toporem w ręku.
Orkowie podbiegli do muru i ustawili przy nim drabiny. Zaczęli się kolejno wspinać, choć niektórzy spadali trafieni strzałą.
-Wyjąć miecze! - Wrzasnął Aragorn, a wszyscy poszli za jego rozkazem.
-Drabiny, to mi się podoba! - Powiedział krasnolud i zabił pierwszego orka, który wspiął się na mur.
Zaczęła się poważna bitwa. Wyjęłam swoją różdżkę i zaczęłam rzucać śmiertelne zaklęcia na Uruk-Hai.
-Legolasie! Zabiłem dwóch! - Krzyknął Gimli.
-A ja siedemnastu! - Odkrzyknął mu.
Schowałam różdżkę widząc, że śmiertelne zaklęcia mało dają. Szybko wyjęłam swój miecz i ponownie włączyłam się w wir walki.
-Nie dam się pokonać elfowi! - Znów krzyknął krasnolud a ja przewróciłam oczami.
-Jak dzieci.. - Mruknęłam i przebiłam ostrzem kolejnego orka.
-Dziewiętnastu! - Krzyknął skądś Legolas
-Siedemnastu, osiemnastu.. - Wyliczał Gimli.
-Wrota! - Krzyknął Aragorn, widząc formację "żółwia" zmierzającego przez most.
Większość elfów wycelowało w tą formację, próbując osłabić pozycję wroga. Nagle pojawiły się tam ogromne kule. Bomby. Orkowie odsunęli się, robiąc miejsce jednemu Uruk-Hai, który biegł z zapaloną pochodnią w stronę tych bomb.
-Celować w orka z pochodnią! - Zawołał Aragorn, a Legolas strzelił w niego, lecz to nie powstrzymało orka przed dalszym biegiem.
-Szybko! Zabić go!
Legolas ponownie w niego wycelował i trafił w nogę. To osłabiło orka, więc mocno wybił się od ziemi i skoczył na bomby. Połowa muru została zniszczona ułatwiając przejście Uruk-Hai do środka.
-Bronić bramy! Powstrzymać ich! - Krzyczał Theoden.
-Aragorn! - Krzyknęłam widząc leżącego go na ziemi i zmierzającego w jego kierunku stadzie orków. Zeskoczyłam z muru i wskoczyłam prosto na tarcze jednego z nich. Zaraz za mną skoczył Gimli, waląc ich w głowy toporem. Nie pozostawało mi nic innego jak zeskoczyć z tarczy i stawić im czoła.
-Łucznicy! Strzelać! - Krzyknął Aragorn do elfów za nim. Szybko zeskoczyłam z tarczy i podbiegłam do Aragorna - Nie damy im rady. Ich jest za dużo.
-Musimy mieć nadzieję. - Powiedział mężczyzna i lekko mnie przytulił, po czym wyjął miecz i stanął w pozycji wyjściowej. - Miecze w dłoń! Do boju! - Krzyknął i pobiegł w kierunku orków wlewających się do twierdzy. Westchnęłam i trzymając mocno miecz w swoich dłoniach pobiegłam za Aragornem a za nami reszta elfów. W między czasie zobaczyłam Legolasa zjeżdżającego ze schodów po tarczy i strzelającego w Uruk-Hai.
-Już się tak nie popisuj! - Krzyknęłam ze śmiechem.
Elf wypatrzył mnie wśród tłumu i mrugnął do mnie z uśmiechem po czym wrócił do walki.
Gdzieś w oddali usłyszałam głos Theodena - Aragornie, wracaj do stołku! Zwołaj swoich ludzi!
-Odwrót! Do bramy! - Ryknął Aragorn i nadal walcząc biegł w stronę wejścia. Szybko pobiegłam za nim wyjmując różdżką i taranując przejście wyciągnęłam Gimliego w błota.
-Haldir! Odwrót! - Krzyknął do elfa stojącego na murze. Zauważyłam że Haldir nie daje sobie rady sam na przeciwko grupie orków. Wbiegłam po zniszczonych schodach a gdy byłam na górze, zauważyłam, jak jeden z Uruk-Hai przebija tors Haldira.
-Nie! - Krzyknęłam i strzeliłam w orka morderczym zaklęciem. Podbiegłam do leżącego elfa i szybko wyjęłam flakonik ze złocistą miksturą.
-Wszystko będzie dobrze - Wyszeptałam i odkręciłam buteleczkę po czym wlałam krople napoju do ust martwego elfa.
-No dalej. Galadriela mówiła, że jedna kropla wystarczy - Mówiłam, gdy Haldir nadal się nie ruszał. - No dalej, Haldir, proszę cię. - Zaczęłam płakać. Z dala zobaczyłam orków zmierzających w moim kierunku. Otrząsnęłam się i chwyciwszy różdżkę, zaczęłam posyłać w ich kierunku różne zaklęcia. Gdy zobaczyłam, że na razie jestem bezpieczna, ponownie uklękłam przy Haldirze i złapałam go za dłoń. Po chwili wyczułam lekki ucisk na niej. Spojrzałam najpierw na zaciśniętą dłoń, a następnie wzrok przerzuciłam na twarz elfa. Miał otwarte oczy, ale nie obecny wyraz twarzy.
-Boże, Haldir. - Przytuliłam się do niego a on odwzajemnił lekko swój uścisk. -Nigdy więcej mi tego nie rób. - Powiedziałam i pomogłam mu wstać.
-Postaram się - Uśmiechnął się.
-Chodźmy, musimy znaleźć resztę. - Pociągnęłam go za sobą omijając lecące strzały. Zbiegłam schodami w dół rzucając śmiertelne zaklęcia i zabijając po kolei orków. Zobaczyłam, że przy bramie potrzebują pomocy, więc tam się udaliśmy. Ponownie wyciągnęłam swój miecz i wdałam się w walkę z jednym z Uruk-Hai, który był chyba za silny bo po chwili miecz wyleciał mi z rąk.
-O nie, tak się nie będziemy bawić. - Powiedziałam po czym wyjęłam swoje dwa sztylety i rzuciłam się na niego. Po chwili jego głowa leciała gdzieś w powietrzu a ja zajęłam się innym orkiem. Po kilku minutach zauważyłam, że opór słabnie. Spojrzałam w stronę bramy i rzeczywiście, coraz mniej orków wchodziło do środka. Podbiegłam tam i ujrzałam Aragorna i Gimliego samych, walczących na moście przeciwko stadzie orków. Pobiegłam do nich, i zaczęłam wspólnie z nimi walczy.
-Aragornie! Uciekajcie! - Ryknął zza bramy Theoden i zabarykadował drzwi.
-Aragorn! - Krzyknął z góry Legolas i rzucił nam linę po której szybko się wspięliśmy.
-Sforsowali mur! Weszli na zamek! Odwrót! - Krzyczał król Theoden. - Wszyscy do środka, do stołku!
Wbiegliśmy do wielkiej sali i zabarykadowaliśmy drzwi. Stanęłam obok Legolasa, który szybko wziął mnie w ramiona. - Nic ci się nie stało? - zaczął uważnie mnie oglądać.
-Nie, nic mi nie jest - Wysiliłam się na lekki uśmiech.
Słyszeliśmy odgłosy dobijania się w drzwi. Wszyscy byli cicho. Wszyscy czekaliśmy na dalszy ciąg wydarzeń.
-Baszta zdobyta. To koniec. - Powiedział Theoden.
-Mówiłeś że nie upadnie puki ma obrońców! - Krzyknął do niego Aragorn stojąc przy drzwiach. - Wciąż giną w jej obronie!
-Jest inne wyjście z jaskiń? - spytałam, ale wszyscy milczeli.
-Nie ma?! - Krzyknęłam bo już traciłam cierpliwość. Spojrzałam na jednego ze strażników.
-Jest przejście - Mruknął. - Prowadzi w góry, ale Uruk-Hai są wszędzie.
-Niech idą w góry, zabarykaduj wejście. - Powiedział Aragorn.
-Tyle śmierci. - Szepnął Theoden. - Co zdziała człowiek przeciw takiej nienawiści?
-Jedź ze mną - Powiedział Aragorn do Theodena - Jedźmy im na przeciw.
-Po śmierć i chwalę - mruknął
-Dla Rohanu. Dla twoich poddanych.
-Wschodzi słońce - Powiedział Gimli patrząc na małe okienko, przez które wlewały się promyczki światła.
-Wypatrujcie mnie piątego dnia o świcie. O brzasku patrzcie na wschód. - Zacytowałam słowa Gandalfa i nagle odżyła we mnie nadzieja.
-Hermiono - Powiedział Legolas.
Odwróciłam się w jego kierunku, a ten przyciągnął mnie do siebie i lekko pocałował. Poczułam jak na moje policzki wkrada się lekki rumieniec. Ręce zarzuciłam na jego szyję i przyciągnęłam bliżej.
-Ej, gołąbki - Przerwał nam Aragorn. - Mamy bitwę.
Oderwałam się od elfa i lekko uśmiechnęłam. Legolas jeszcze raz krótko mnie pocałował i wyciągnął swój miecz nadal się uśmiechając.
Wszyscy chwycili za swoją broń i przyszykowaliśmy się do biegu.
Drzwi zostały wyważone, a do sali wbiegła cała horda orków.
-Za Rohan! - Krzyknął Theoden i pobiegł na orków a my za nim.
Wydostaliśmy się i nadal walcząc wybiegliśmy w stronę wyjścia z fortecy. Najważniejsze teraz było to, aby wyjść na wschód i z nadzieją wypatrywać, czy Gandalf powrócił. Będąc już na moście, zobaczyłam białą postać, na białym koniu, stojącą w blasku wschodzącego słońca.
-Gandalf - Mruknęłam i uśmiechnęłam się na jego widok. Nagle z zza niego wyszła chmara jeźdźców.
-Za króla! - Krzyknęli ruszyli w naszą stronę. Orkowie gdy ujrzeli ich, zostawili nas w spokoju i ruszyli na naszych sprzymierzeńców.
Wschodzące słońce oślepiło Uruk-Hai, więc Gandalf oraz reszta jeźdźców mogła bez problemu ich zaatakować.
***
-Straszny będzie gniew Saurona, a jego zemsta nie będzie czekać. Skończyła się bitwa o Helmowy Jar. Przed nami bitwa o Śródziemie. Cała nasza nadzieja w dwóch małych Hobbitach. - Powiedział Gandalf, gdy bitwa skończyła się dla nas wygraną.
piątek, 29 maja 2015
Rozdział 10.
Niewiele myśląc weszliśmy do czarnego lasu. Coś w nim było, co dawało mi złe przeczucia, ale także spokój. Wewnątrz lasu było o wiele ciemniej niż na normalnej polanie, na której przed chwilą byliśmy. Przechodziliśmy obok starych wysokich drzew i ostrych krzewów. Na jednym z liści zobaczyłam czerwony ślad. Gimli podszedł obok mnie i palcem przejechał po czerwonej substancji. Chwile na nią popatrzał i wsadził palec do buzi, sprawdzając co to jest.
-Krew orków. - powiedział natychmiast i wypluł ślinę z pozostałościami czerwonej mazi. Przeskoczyliśmy nad płynącą rzeką, i kierowaliśmy się dalej śladem krwi, która - mieliśmy taką nadzieję - doprowadzi nas do zagubionych Hobbitów. Z czasem w lesie zaczęło się robić duszniej. Na chwilę przystanęliśmy, żeby zapoznać się z otoczeniem.
-To stary las. - Rzekł po chwili Legolas. - Bardzo stary, pełen wspomnień.. i gniewu.
Patrzyłam na elfa w skupieniu, gdy usłyszeliśmy dość głośny szum. Gimli natychmiast podniósł topór gotowy do walki, a ja złapałam się za pas blisko różdżki, żebym mogła się bronić, gdyby coś nas zaatakowało.
-Drzewa rozmawiają ze sobą - mruknął blondyn a ja uniosłam jedną brew.
-Gimli, opuść topór - szepnął Aragorn, a krasnolud niechętnie spełnił jego żądanie.
Legolas stanął koło mnie i rozejrzał się uważnie.
-Zbliża się biały czarodziej - kiwnął głową do tyłu, tak, żeby Aragorn mógł to zobaczyć. Staliśmy przez chwilę w zupełnej ciszy, wyczekując ataku białego czarodzieja.
-Nie daj mu przemówić - szepnął Aragorn - rzuci na nas zaklęcie. - Złapał za rękojeść swojego miecza i powoli wysunął go z pochwy. Gimli uniósł ponownie swój topór, a Legolas naprężył cięciwę swojego łuku, gotowy do strzału.
Chwyciłam za swoją różdżkę i ostrożnie ją wyjęłam zza pasa.
-Musimy być szybcy - Kontynuował Aragorn, a gdy usłyszeliśmy coś za nami szybko się odwróciliśmy. Biała poświata wokół czarodzieja oślepiała nas przez co zmrużyłam swoje oczy. Gimli rzucił w niego toporem, ale ten go odbił jak zwyczajom piłeczkę. Podobnie postąpił ze strzałą Legolasa. Czarodziej swoją mocą sprawił, że miecz Aragorna rozgrzał się do czerwoności, przez co opuścił go. Zostałam z bronią tylko ja. Wycelowałam koniec różdżki w białą postać, i wymówiłam zaklęcie werbalne. Niestety czarodziej jak by przewidział mój ruch i odbił zaklęcie, wysyłając je w moją stronę. Szybko skoczyłam w bok unikając pocisku, który trafił w drzewo.
-Dążycie śladem dwóch młodych Hobbitów - Rzekł spokojnie biały czarodziej.
-Gdzie oni są?! - Krzyknął Aragorn zasłaniając swoje oczy przed jego blaskiem.
-Szli tędy przed wczoraj. Spotkali kogoś, kogo się nie spodziewali. Czy to dla was pociecha? - Spytał dość znajomy głos.
-Ktoś ty? - szepnęłam.
Biała poświata wokół czarodzieja zaczęła blaknąć, przez co zdołałam ujrzeć zarysy jego szczęki. Po chwili ujrzałam coś, co sprawiło mnie jednocześnie w zachwyt, strach i szczęście.
-To nie możliwe - powiedział cicho Aragorn, po czym uklęknął na jedno kolano. To samo uczynił Legolas i Gimli a zaraz po nich również i ja.
-Poległeś.. - szepnęłam i uniosłam głowę.
-W ogniu i w wodzie. - powiedział z uśmiechem Gandalf - w otchłani, na szczycie gór walczyłem z Balrogiem, aż w końcu strąciłem wroga i rozbiłem w perzynę na zboczu góry. Zawładnęła mną ciemność i znalazłem się poza myślą i czasem. Gwiazdy toczyły się nade mną, a każdy dzień stawał się epoką w dziejach ziemi, ale nie był to koniec. Znów poczułem w sobie życie. Przysłano mnie z powrotem bym wypełnił misję. - Skończył swoją wypowiedź.
-Gandalf - powiedział Aragorn.
-Gandalf? - spytał ze zdziwioną miną czarodziej i zmrużył swoje brązowe oczy. - Tak, tak mnie ongiś nazywano. Gandalf Szary, takie nosiłem imię - odrzekł z miłym uśmiechem. - Jestem Gandalf Biały - Powiedział a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. -Znów jestem z wami. Ale teraz musimy już iść, rozpoczyna się nowy etap w podróży, wojna przyszła do Rohanu, śpieszmy do Edoras. - Powiedział i zaczął nas prowadzić do wyjścia z ciemnego lasu. Na skraju puszczy przystanął i rozejrzał się po rozświetlonej łące i wzgórzach a po chwili zagwizdał. Z horyzontu wyłonił się biały koń, pędzący w naszą stronę.
-To Mearas, chyba że mój wzrok omamił jakiś czar - powiedział z podziwem elf i przyglądał się galopującemu koniowi.
-Cienisto grzywy - Mruknął z uśmiechem Gandalf i pogłaskał konia bo pysku. - Władca wszystkich koni i mój wierny druh w wielu niebezpieczeństwach.
Szybko wspięliśmy się na nasze wierzchowce i ruszyliśmy do Edoras. Jechaliśmy kilka dni, aż moim oczom nie ukazał się wysoki pagórek z miastem wybudowanym na nim. Jak się domyśliłam, to było Edoras. Podjechaliśmy do bramy i zobaczyliśmy spadającą zieloną flagę z wygrawerowanym białym koniem.
-Baczcie na słowa, nie liczcie na miłe przyjęcie - Powiedział czarodziej i wjechał do miasta, a my podążyliśmy za nim. Pierwsze co rzuciło mi się tam w oczy bym ogromny budynek, coś w podobie zamku, tylko trochę mniejszego. Na szczycie schodów stała kobieta, młoda, o długich jasnych włosach i jasnej cerze. Miała na sobie białą sukienkę a długimi i szerokimi sukniami. Patrzała się w naszym kierunku, po czym weszła do budynku.
-I na cmentarzu bywa weselej - mruknął Gimli widząc małą ilość ludzi. Niektórzy sprzątali, inni patrzyli się na nas. Wszyscy byli ubrani w ciemne ubrania. Dojechaliśmy do schodów a ja zwinnie zeskoczyłam z konia. Wspięłam się po wysokich, betonowych schodach. Na ich szczycie stali straże, którzy od razu do nas podeszli.
-Nie możecie stanąć przed królem z orężem - Powiedział natychmiast jeden z nich. Gandalf kiwnął na nas głową, więc wyjęłam swoją różdżkę i dwa sztylety i podałam jednemu z mężczyzn. Legolas rozpiął pas, na którym wysiał jego kołczan i wraz z łukiem, dwoma sztyletami i mieczem oddał je drugiemu mężczyźnie. Następnie spojrzałam na Aragorna, który po kolei wyjmował swoje miecze lub sztylety z różnych części ubrań co wyglądało dosyć śmiesznie. Następny był Gimli, który oddał im swój ulubiony topór. Jedyny, który nie oddał swojego oręża był Gandalf, który z uśmieszkiem staruszka podtrzymywał się na swojej białej długiej różdżce.
-Twój kij. - Mruknął strażnik.
-Och, chyba nie pozbawisz starca podpory? - Udał smutną minkę i kiwnął na mnie głową, żebym do niego podeszła, więc tak zrobiłam. Czarodziej złapał mnie pod ramie i dla stworzenia pozorów ruszyliśmy wolno, udając, że go prowadzę. Cicho się zaśmiałam z pomysłowości Gandalfa a ten do mnie mrugnął. Za nami podążali Legolas, Gimli i Aragorn, którzy także się uśmiechali a za nimi szli strażnicy. Weszliśmy do wielkiej sali, w której na środku był podest, na którym stał wielki tron. Siedział na nim władca, który jak dla mnie, wyglądał strasznie. Był cały blady i miał posiwiałe włosy. Niby nic takiego, ale jak się spojrzało w jego oczy, nie dostrzegło się w nich nic. Były białe, bez tęczówki, a źrenic prawie nie było widać. Podeszliśmy trochę bliżej, a czarodziej mnie puścił i podszedł sam do wielkiego tronu. Stanęłam obok Legolasa i spojrzałam na władcę. Obok niego siedział blady człowiek, ubrany cały na czarno, który właśnie szeptał mu coś do ucha.
-Gościnność twojego dworu ostatnio zmalała, królu Theodemie. - Powiedział na powitanie czarodziej.
-Czemu miał bym cię witać z radością, Gandalfie, zwiastunie burzy - Mruknął cicho Król, jak by się zmęczył samym mówieniem.
-Późną godzinę wybrał sobie czarodziej. Lathspel, tak go nazwałem. Zły to gość, co złe wieści niesie. - Powiedział doradca króla.
-Trzymaj jadowity język za zębami. Nie szedłem przez ogień i śmierć, żeby wieść spór z bezrozumnym gadem. - Powiedział czarodziej i wymierzył w niego różdżką.
"Żmija" cofnęła się przerażona. - Jego laska, zabierzcie mu jego laskę! Mieliście mu ja odebrać! - Krzyknął a strażnicy podbiegli do niego ale my byliśmy szybcy. Podczas gdy my walczyliśmy ze strażnikami, Gandalf podszedł do Króla, zdjął szarą szatę, ukazując białą i zaczął czarować. Po chwili pojawiła się ta sama kobieta, którą zobaczyłam na szczycie schodów. Chciała podejść do króla, lecz Aragorn ją zatrzymał każąc jej zaczekać. Podeszłam do Legolasa, który natychmiast objął mnie w pasie. Patrzyliśmy uważnie na wyczyny czarodzieja. Po kilku minutach twarz Theodena zaczęła się zmieniać. Jak by młodnieć. Jego włosy przybrały jasny odcień, a skóra normalny kolor. Jego oczy nie były już całe białe tylko niebieskie. Blond włosa kobieta wyrwała się z uścisku Aragorna i podbiegła do króla.
-Znam twoją twarz - szepnął Theoden i dłonią dotknął policzka kobiety. - Eowina.
Ta tylko uśmiechnęła się przez łzy co dla mnie było bardzo wzruszające, przez co w moich oczach także pojawiły się łzy. Legolas spojrzał na mnie i cicho się zaśmiał i mocniej mnie objął tak, że stał za mną a ręce trzymał na moim brzuchu.
-Gandalf? - spytał Król.
-Odetchnij powietrzem swobody, mój przyjacielu - uśmiechnął się czarodziej.
Król Theoden wstał z tronu i i przemówił:
-Mroczne były moje sny. - Powiedział i spojrzał na swoje dłonie.
-Palce przypomną sobie swoją dawną siłę, jeżeli chwycą za miecz. - Rzekł Gandalf, a jeden ze strażników podszedł do władcy i wyciągnął w jego kierunku rękojeść od miecza. Król delikatnie chwycił za rączkę i wyciągnął miecz z pochwy. Zaczął mu się z uśmiechem przyglądać, ale jego wzrok skierował się na "żmiję". Rozkazał straży wywalić go. Wyszliśmy za nimi i zobaczyliśmy jak mężczyzna turla się po ogromnych schodach.
-Służyłem tylko tobie! - Krzyknął mężczyzna.
-Ty pijawko.. - mruknął król schodząc z mieczem ze schodów. - Chciałeś mnie zrzucić na kolana!
-Nie oddalaj mnie!
Król Theoden uniósł miecz, ale Aragorn szybko do niego podbiegł - Nie Panie! -Krzyknął - Puść go. - Dodał już ciszej - Dość już krwi przelanej za jego sprawą. Pokłon królowi Theodenowi! - Krzyknął mężczyzna do tłumu, który zebrał się przed schodami i obserwował całe zajście ze "żmiją". Tłum pokłonił się przed nim, ale ten nic sobie z tego nie zrobił i odwrócił się do Gandalfa. - Gdzie jest Theodred? Gdzie jest mój syn?
-Krew orków. - powiedział natychmiast i wypluł ślinę z pozostałościami czerwonej mazi. Przeskoczyliśmy nad płynącą rzeką, i kierowaliśmy się dalej śladem krwi, która - mieliśmy taką nadzieję - doprowadzi nas do zagubionych Hobbitów. Z czasem w lesie zaczęło się robić duszniej. Na chwilę przystanęliśmy, żeby zapoznać się z otoczeniem.
-To stary las. - Rzekł po chwili Legolas. - Bardzo stary, pełen wspomnień.. i gniewu.
Patrzyłam na elfa w skupieniu, gdy usłyszeliśmy dość głośny szum. Gimli natychmiast podniósł topór gotowy do walki, a ja złapałam się za pas blisko różdżki, żebym mogła się bronić, gdyby coś nas zaatakowało.
-Drzewa rozmawiają ze sobą - mruknął blondyn a ja uniosłam jedną brew.
-Gimli, opuść topór - szepnął Aragorn, a krasnolud niechętnie spełnił jego żądanie.
Legolas stanął koło mnie i rozejrzał się uważnie.
-Zbliża się biały czarodziej - kiwnął głową do tyłu, tak, żeby Aragorn mógł to zobaczyć. Staliśmy przez chwilę w zupełnej ciszy, wyczekując ataku białego czarodzieja.
-Nie daj mu przemówić - szepnął Aragorn - rzuci na nas zaklęcie. - Złapał za rękojeść swojego miecza i powoli wysunął go z pochwy. Gimli uniósł ponownie swój topór, a Legolas naprężył cięciwę swojego łuku, gotowy do strzału.
Chwyciłam za swoją różdżkę i ostrożnie ją wyjęłam zza pasa.
-Musimy być szybcy - Kontynuował Aragorn, a gdy usłyszeliśmy coś za nami szybko się odwróciliśmy. Biała poświata wokół czarodzieja oślepiała nas przez co zmrużyłam swoje oczy. Gimli rzucił w niego toporem, ale ten go odbił jak zwyczajom piłeczkę. Podobnie postąpił ze strzałą Legolasa. Czarodziej swoją mocą sprawił, że miecz Aragorna rozgrzał się do czerwoności, przez co opuścił go. Zostałam z bronią tylko ja. Wycelowałam koniec różdżki w białą postać, i wymówiłam zaklęcie werbalne. Niestety czarodziej jak by przewidział mój ruch i odbił zaklęcie, wysyłając je w moją stronę. Szybko skoczyłam w bok unikając pocisku, który trafił w drzewo.
-Dążycie śladem dwóch młodych Hobbitów - Rzekł spokojnie biały czarodziej.
-Gdzie oni są?! - Krzyknął Aragorn zasłaniając swoje oczy przed jego blaskiem.
-Szli tędy przed wczoraj. Spotkali kogoś, kogo się nie spodziewali. Czy to dla was pociecha? - Spytał dość znajomy głos.
-Ktoś ty? - szepnęłam.
Biała poświata wokół czarodzieja zaczęła blaknąć, przez co zdołałam ujrzeć zarysy jego szczęki. Po chwili ujrzałam coś, co sprawiło mnie jednocześnie w zachwyt, strach i szczęście.
-To nie możliwe - powiedział cicho Aragorn, po czym uklęknął na jedno kolano. To samo uczynił Legolas i Gimli a zaraz po nich również i ja.
-Poległeś.. - szepnęłam i uniosłam głowę.
-W ogniu i w wodzie. - powiedział z uśmiechem Gandalf - w otchłani, na szczycie gór walczyłem z Balrogiem, aż w końcu strąciłem wroga i rozbiłem w perzynę na zboczu góry. Zawładnęła mną ciemność i znalazłem się poza myślą i czasem. Gwiazdy toczyły się nade mną, a każdy dzień stawał się epoką w dziejach ziemi, ale nie był to koniec. Znów poczułem w sobie życie. Przysłano mnie z powrotem bym wypełnił misję. - Skończył swoją wypowiedź.
-Gandalf - powiedział Aragorn.
-Gandalf? - spytał ze zdziwioną miną czarodziej i zmrużył swoje brązowe oczy. - Tak, tak mnie ongiś nazywano. Gandalf Szary, takie nosiłem imię - odrzekł z miłym uśmiechem. - Jestem Gandalf Biały - Powiedział a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. -Znów jestem z wami. Ale teraz musimy już iść, rozpoczyna się nowy etap w podróży, wojna przyszła do Rohanu, śpieszmy do Edoras. - Powiedział i zaczął nas prowadzić do wyjścia z ciemnego lasu. Na skraju puszczy przystanął i rozejrzał się po rozświetlonej łące i wzgórzach a po chwili zagwizdał. Z horyzontu wyłonił się biały koń, pędzący w naszą stronę.
-To Mearas, chyba że mój wzrok omamił jakiś czar - powiedział z podziwem elf i przyglądał się galopującemu koniowi.
-Cienisto grzywy - Mruknął z uśmiechem Gandalf i pogłaskał konia bo pysku. - Władca wszystkich koni i mój wierny druh w wielu niebezpieczeństwach.
Szybko wspięliśmy się na nasze wierzchowce i ruszyliśmy do Edoras. Jechaliśmy kilka dni, aż moim oczom nie ukazał się wysoki pagórek z miastem wybudowanym na nim. Jak się domyśliłam, to było Edoras. Podjechaliśmy do bramy i zobaczyliśmy spadającą zieloną flagę z wygrawerowanym białym koniem.
-Baczcie na słowa, nie liczcie na miłe przyjęcie - Powiedział czarodziej i wjechał do miasta, a my podążyliśmy za nim. Pierwsze co rzuciło mi się tam w oczy bym ogromny budynek, coś w podobie zamku, tylko trochę mniejszego. Na szczycie schodów stała kobieta, młoda, o długich jasnych włosach i jasnej cerze. Miała na sobie białą sukienkę a długimi i szerokimi sukniami. Patrzała się w naszym kierunku, po czym weszła do budynku.
-I na cmentarzu bywa weselej - mruknął Gimli widząc małą ilość ludzi. Niektórzy sprzątali, inni patrzyli się na nas. Wszyscy byli ubrani w ciemne ubrania. Dojechaliśmy do schodów a ja zwinnie zeskoczyłam z konia. Wspięłam się po wysokich, betonowych schodach. Na ich szczycie stali straże, którzy od razu do nas podeszli.
-Nie możecie stanąć przed królem z orężem - Powiedział natychmiast jeden z nich. Gandalf kiwnął na nas głową, więc wyjęłam swoją różdżkę i dwa sztylety i podałam jednemu z mężczyzn. Legolas rozpiął pas, na którym wysiał jego kołczan i wraz z łukiem, dwoma sztyletami i mieczem oddał je drugiemu mężczyźnie. Następnie spojrzałam na Aragorna, który po kolei wyjmował swoje miecze lub sztylety z różnych części ubrań co wyglądało dosyć śmiesznie. Następny był Gimli, który oddał im swój ulubiony topór. Jedyny, który nie oddał swojego oręża był Gandalf, który z uśmieszkiem staruszka podtrzymywał się na swojej białej długiej różdżce.
-Twój kij. - Mruknął strażnik.
-Och, chyba nie pozbawisz starca podpory? - Udał smutną minkę i kiwnął na mnie głową, żebym do niego podeszła, więc tak zrobiłam. Czarodziej złapał mnie pod ramie i dla stworzenia pozorów ruszyliśmy wolno, udając, że go prowadzę. Cicho się zaśmiałam z pomysłowości Gandalfa a ten do mnie mrugnął. Za nami podążali Legolas, Gimli i Aragorn, którzy także się uśmiechali a za nimi szli strażnicy. Weszliśmy do wielkiej sali, w której na środku był podest, na którym stał wielki tron. Siedział na nim władca, który jak dla mnie, wyglądał strasznie. Był cały blady i miał posiwiałe włosy. Niby nic takiego, ale jak się spojrzało w jego oczy, nie dostrzegło się w nich nic. Były białe, bez tęczówki, a źrenic prawie nie było widać. Podeszliśmy trochę bliżej, a czarodziej mnie puścił i podszedł sam do wielkiego tronu. Stanęłam obok Legolasa i spojrzałam na władcę. Obok niego siedział blady człowiek, ubrany cały na czarno, który właśnie szeptał mu coś do ucha.
-Gościnność twojego dworu ostatnio zmalała, królu Theodemie. - Powiedział na powitanie czarodziej.
-Czemu miał bym cię witać z radością, Gandalfie, zwiastunie burzy - Mruknął cicho Król, jak by się zmęczył samym mówieniem.
-Późną godzinę wybrał sobie czarodziej. Lathspel, tak go nazwałem. Zły to gość, co złe wieści niesie. - Powiedział doradca króla.
-Trzymaj jadowity język za zębami. Nie szedłem przez ogień i śmierć, żeby wieść spór z bezrozumnym gadem. - Powiedział czarodziej i wymierzył w niego różdżką.
"Żmija" cofnęła się przerażona. - Jego laska, zabierzcie mu jego laskę! Mieliście mu ja odebrać! - Krzyknął a strażnicy podbiegli do niego ale my byliśmy szybcy. Podczas gdy my walczyliśmy ze strażnikami, Gandalf podszedł do Króla, zdjął szarą szatę, ukazując białą i zaczął czarować. Po chwili pojawiła się ta sama kobieta, którą zobaczyłam na szczycie schodów. Chciała podejść do króla, lecz Aragorn ją zatrzymał każąc jej zaczekać. Podeszłam do Legolasa, który natychmiast objął mnie w pasie. Patrzyliśmy uważnie na wyczyny czarodzieja. Po kilku minutach twarz Theodena zaczęła się zmieniać. Jak by młodnieć. Jego włosy przybrały jasny odcień, a skóra normalny kolor. Jego oczy nie były już całe białe tylko niebieskie. Blond włosa kobieta wyrwała się z uścisku Aragorna i podbiegła do króla.
-Znam twoją twarz - szepnął Theoden i dłonią dotknął policzka kobiety. - Eowina.
Ta tylko uśmiechnęła się przez łzy co dla mnie było bardzo wzruszające, przez co w moich oczach także pojawiły się łzy. Legolas spojrzał na mnie i cicho się zaśmiał i mocniej mnie objął tak, że stał za mną a ręce trzymał na moim brzuchu.
-Gandalf? - spytał Król.
-Odetchnij powietrzem swobody, mój przyjacielu - uśmiechnął się czarodziej.
Król Theoden wstał z tronu i i przemówił:
-Mroczne były moje sny. - Powiedział i spojrzał na swoje dłonie.
-Palce przypomną sobie swoją dawną siłę, jeżeli chwycą za miecz. - Rzekł Gandalf, a jeden ze strażników podszedł do władcy i wyciągnął w jego kierunku rękojeść od miecza. Król delikatnie chwycił za rączkę i wyciągnął miecz z pochwy. Zaczął mu się z uśmiechem przyglądać, ale jego wzrok skierował się na "żmiję". Rozkazał straży wywalić go. Wyszliśmy za nimi i zobaczyliśmy jak mężczyzna turla się po ogromnych schodach.
-Służyłem tylko tobie! - Krzyknął mężczyzna.
-Ty pijawko.. - mruknął król schodząc z mieczem ze schodów. - Chciałeś mnie zrzucić na kolana!
-Nie oddalaj mnie!
Król Theoden uniósł miecz, ale Aragorn szybko do niego podbiegł - Nie Panie! -Krzyknął - Puść go. - Dodał już ciszej - Dość już krwi przelanej za jego sprawą. Pokłon królowi Theodenowi! - Krzyknął mężczyzna do tłumu, który zebrał się przed schodami i obserwował całe zajście ze "żmiją". Tłum pokłonił się przed nim, ale ten nic sobie z tego nie zrobił i odwrócił się do Gandalfa. - Gdzie jest Theodred? Gdzie jest mój syn?
niedziela, 24 maja 2015
Liebster Blog Award
Dziękuje za nominowanie mojego bloga przez tego autora :)
Pytania :
1. Jak masz na imię?
-Patrcyja
2. Jaki jest twój ulubiony aktor?
-Johnny Depp <3
3. Masz jakieś dziwne nawyki przy jedzeniu?
-Nie xd
4. Masz zwierzę?
-3 koty
5. Masz jakąś ulub. piosenkę, którą mogłabyś słuchać na okrągło?
-"I see fire" - Ed Sheeran
6. Lubisz czytać książki?
-Książki to moje życie *_*
7. Ile masz lat?
-15
8. Byłaś kiedyś za granicą?
-Raz w Irlandii.
9.Kiedy masz urodziny?
-26 Kwiecień
10. Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
-Nie zastanawiałam się nad tym, ale chyba weterynarzem albo psychologiem :D
11. Czytałaś mojego bloga? A jeżeli nie to zamierzasz przeczytać?
-Prawdopodobnie nie czytałam, ale jak będzie mi się nudziło to przeczytam :D
Nominuję:
- http://w-swiecie-magii-zagubiona.blogspot.com/2015/05/rozdzia-11.html
-http://to-koniec-granger.blogspot.com/2015/05/rozdzia-5.html
-http://kolor-wstydu.blogspot.com/
Pytania :
1. Ile masz lat?
2. Jak masz na imię?
3. Twoje hobby?
4. Ulubiona książka, jeżeli wgl lubisz czytać.
5. Masz zwierzaka?
6. Masz jakieś dziwne nawyki podczas jedzenia?
7. Ulubiona piosenka?
8. Umiesz jeździć na łyżwach?
9. Jesteś bardziej aktywna czy wolisz siedzieć przed kompem lub TV?
10. Masz jeszcze jakieś inne blogi?
Subskrybuj:
Posty (Atom)